- Jakie pułapki? - zapytałam z rozbawieniem. Byłam pewna, że Twierdza zrewiduje jego umiejętności w przeciągu kilku minut i nie pomyliłam się. Wyglądał jak siedem nieszczęść. - Czyżby coś się stało? - spytałam, trzepocząc rzęsami.
- Nie udawaj, to ty ich nasłałaś! - wrzasnął rozsierdzony.
- Ja, nasyłać kogoś na szczeniaka bez manier? Po co, to było zwykłe życie Twierdzy Walecznych - odpowiedziałam lekko sięgając po ręcznik. - Radzę się przyzwyczajać. Aha i jeszcze jedno. Jak pokażesz się w takim stania na zajęciach u Ellen, to cię wyrzuci za drzwi. Albo będziesz robił za żywą tarczę, zależy od nastroju jej kota.
- Co to w ogóle jest za szkoła...
- Jedyna i niepowtarzalna. A pole bitwy na całym kampusie to pomysł Roy'a Wilsedora, może kojarzysz. Był tutaj w drugim roczniku, teraz ma na koncie mistrzostwa świata w fechtunku, a poza tym jest Inkwizytorem pierwszego rzędu - stwierdziłam, uśmiechając się na wspomnienie starszego brata w dojo. Ileż to razy leżałam na tatami przez pół dnia, bo nie zablokowałam dobrze ciosu...
- Inkwizytorem? Takim jak Hiszpańska Inkwizycja i tak dalej? Zresztą, nieważne. Nie powinno tu być spokojniej, zamiast takiego burdelu?!
- Trochę jak Hiszpańska, z tym, że miejscowa. A zajmuje się tropieniem i egzekucją zagrażających ludziom stworzeń magicznych, które nie przestrzegają Kodeksu. No nic... co do "burdelu", jak to pieszczotliwie nazwałeś, to jest to najlepszy sposób, żeby się zahartować i nauczyć ostrożności przez cały czas. Nawet przez sen, chociaż pewnie przez pierwszy miesiąc sobie jeszcze chłopcy odpuszczą kolorowe noce. No nic, przez ciebie i tak już przerwałam trening... to mogę cię podszkolić, przynajmniej będę miała wymówkę od prac papierkowych. Zawsze zajmował się tym Larry, ale wyjątkowo musiał sobie wziąć rok wolnego, bo go poprosili o asystę w Peru w polowaniu na czarownice. Ale od razu mówię, nic za darmo - zastrzegłam, zamroziłam trochę wody w kulkę, po czym bezceremonialnie wsunęłam ją sobie pod bluzkę, żeby się schłodzić. Nie widziałam najmniejszej potrzeby zmieniania starych zwyczajów tylko dlatego, że nowy ich nie znał.
- Nie udawaj, to ty ich nasłałaś! - wrzasnął rozsierdzony.
- Ja, nasyłać kogoś na szczeniaka bez manier? Po co, to było zwykłe życie Twierdzy Walecznych - odpowiedziałam lekko sięgając po ręcznik. - Radzę się przyzwyczajać. Aha i jeszcze jedno. Jak pokażesz się w takim stania na zajęciach u Ellen, to cię wyrzuci za drzwi. Albo będziesz robił za żywą tarczę, zależy od nastroju jej kota.
- Co to w ogóle jest za szkoła...
- Jedyna i niepowtarzalna. A pole bitwy na całym kampusie to pomysł Roy'a Wilsedora, może kojarzysz. Był tutaj w drugim roczniku, teraz ma na koncie mistrzostwa świata w fechtunku, a poza tym jest Inkwizytorem pierwszego rzędu - stwierdziłam, uśmiechając się na wspomnienie starszego brata w dojo. Ileż to razy leżałam na tatami przez pół dnia, bo nie zablokowałam dobrze ciosu...
- Inkwizytorem? Takim jak Hiszpańska Inkwizycja i tak dalej? Zresztą, nieważne. Nie powinno tu być spokojniej, zamiast takiego burdelu?!
- Trochę jak Hiszpańska, z tym, że miejscowa. A zajmuje się tropieniem i egzekucją zagrażających ludziom stworzeń magicznych, które nie przestrzegają Kodeksu. No nic... co do "burdelu", jak to pieszczotliwie nazwałeś, to jest to najlepszy sposób, żeby się zahartować i nauczyć ostrożności przez cały czas. Nawet przez sen, chociaż pewnie przez pierwszy miesiąc sobie jeszcze chłopcy odpuszczą kolorowe noce. No nic, przez ciebie i tak już przerwałam trening... to mogę cię podszkolić, przynajmniej będę miała wymówkę od prac papierkowych. Zawsze zajmował się tym Larry, ale wyjątkowo musiał sobie wziąć rok wolnego, bo go poprosili o asystę w Peru w polowaniu na czarownice. Ale od razu mówię, nic za darmo - zastrzegłam, zamroziłam trochę wody w kulkę, po czym bezceremonialnie wsunęłam ją sobie pod bluzkę, żeby się schłodzić. Nie widziałam najmniejszej potrzeby zmieniania starych zwyczajów tylko dlatego, że nowy ich nie znał.
<Rizu? A może ktoś jeszcze się nawinie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz