S+5 Zadanie
2 - para Ilość członków
Ganimedes - S+M Towarzyszą
minimum 5 na osobę Ilość postów
maksimum 100 Ilość punktów
feniks/feniks śnieżny Nagroda dodatkowa
Post 4 - Rengiku
Cholera! Co on robi?! - przyknęłam w myślach, wsiadając szybko na grzbiet Byakko i ściagnęłam wodze. Zwierzę niezadowolone pasknęło i ruszyło za Ganimedesem. Jak wpaść, to z przytupem, bo przecież Earl się tak urządził natykając się w drodze powrotnej na ustawkę po derbach. Wjechaliśmy w las drzew o wysoko polożnych koronach, prawie zupełnie tamujących dopływ światła. Przyspieszyłam, żeby zajechać drogę chłopakowi i go zatrzymać, ale się spóźniłam. Gdy udało mi się z nim zrównać, z krzaków wyskoczyły tengu ze wszystkich stron, wojowniczo machając dzidami. Kątem oka zobaczyłam, jak koń Ganimedesa staje dęba, żeby nie wpaść na półtępy grot.
Tengu były typowymi szeregowcami, o wypłowiałych czarnych piórach niezbyt dużych skrzydeł (te rosną przez całe życie, dlatego też stare osobniki mają naprawdę okazałą rozpiętość skrzydeł), ptasiej głowie z czerwonymi oczami i krótkim, zaostrzonym dziobem. Ich ciało pokrywało coś pośredniego między piórami a sierścią, ręce od łokci i nogi od kolan pokryte były żółtawą podoteką i posiadały po cztery zakończone szponami palce. Jako ubranie stosowały jedynie pas na biodrach i ozdobny kołnierz. Większość nie była właściwie nawet pełnoprawnymi wojownikami, bo nie zauważyłam na ich rękach wstążek, które symbolizowały rangę wojskową.
- I dlatego trzeba było się mnie słuchać zamiast wpadać na te swoje genialne pomysły! - syknęłam, zsuwając się z siodła i obnażając obie katany.
- Ale ja myślałem... - zaczął, ale mu przerwałam.
- To nie myśl tyle następnym razem - odpowiedziałam w pół oddechu, parując trzy włócznie wymierzone we mnie i ogiera. - Nie mam zamiaru bezsensownie ratować ci tyłka - wykopem złamałam kolejną broń tuż przy łączeniu drewna z kamieniem. Na polanę wbiegł cerber Ganimedesa i tym razem na szczęście zdążyłam machnął mu przed środkowym łbem tępą stroną Kappy na tyle szybko, żeby nie zdążył nic zrobić ptaszydłu. Chłopak w tym czasie zsiadł i z trudem bronił się przy boku pegaza.
- Doszszszycz! - ktoś krzyknął skrzekliwie zza drzew. Wszystkie tengu zamarły. Po krótkiej chwili pojawił się wysoko postawiony tengu. Na tyle wysoko, że miał na sobie długą, jasnoszarą szatę, a jego głowa była ludzka jeśli nie liczyć nienaturalnych czerwonych oczu i długich, częściowo pierzastych uszu. - Pszesztanczye natychmyaszt.
- Rengiku Miyabiyo, lideaka Walecznych Akademii Vinsora, ranga Inkwizytora drugiej kategorii - przedstawiłam się z mieczami założonymi za plecami. Wiedziałam, że według kodeksu Inkwizycji to ja, jako niżej ustawiona w hierarchii, powinnam pierwsza się określić.
- Haszczarszyr, ksząsze korrronny klanu tengu wietszney doliny - odpowiedział z lekkim ukłonem. Podszedł do mnie i wyraźnie kurtuazyjnym gestem wyciągnął opatrzoną w pazury dłoń. Z uśmiechem salonowym schowałam Fenghuan i przyjęłam ją. Tengu złozył delikatny pocałunek na mojej skórze. - Pszeprszam za moychhh poddanychh. Szpoczewalyszmy szę wasz.
- I dlatego kolejna grupa Inkwizycji zostaje przywitana bronią, tak?
- Kollleyna? - książe był wyraźnie zdziwiony faktem, że już jacyś Inkwizytorzy pojawili sie na tym terenie. - Nycz ne wemy o Ynkwszytorachh ynnychh jak wy i pomocznyczy szwyesząt.
- Chwila... rozumiem, że to nie wy stoicie za ucieczką Earla? - zmrużyłam oczy i popatrzyłam na Ganimedesa, który zachowywał się co najmniej dziwnie. - W takim razie, co tutaj się dzieje i dlaczego wiatr ucichł?
- Powyem, czyo wyemy, allle nye tutay. Dasz szę żaproszycz do naszey woszky?
- Chyba nie mam wyboru - wzruszyłam ramionami.
<Ganimedes?>
[taka mała podpowiedź dla tych, co nie wiedzą, co Haściarszyr mówi: wklejcie w google translate polskie i posłuchajcie ;P]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz