No to będzie ciężko... Co za barda matołów! Dlaczego nikt tutaj nie wie, kiedy odpuścić sobie szczeniackie wybryki i skupić się na pięć minut? W końcu udało nam się dojść do Perły Walecznych, Komnaty Tajemnic, Loży Wybranych, Włościach Szkarłatnej Królowej, czyli mówiąc językiem bardziej prozaicznym - sali strategicznej akademii, usytuowanej na strychu środkowego skrzydła, idealnie nad klasą Historii Magii. Swoją drogą, gdzieś w podłodze jeszcze było ukryte przejście do sali pod stopami, ale sama niezbyt pamiętałam, gdzie dokładnie.
Pewnym krokiem przeszłam po krótkim, szorstkim dywanie, ściągnąwszy uprzednio buty przy wejściu. Był to stary zwyczaj, zaczerpnięte ze wschodniej tradycji przekonanie, że podczas treningu, bądź to ciała, czy umysłu, wojownik powinien pozostawać w bezpośrednim kontakcie z ziemią, która daje stabilizację i czysty osąd. Oczywiście nikt tego nie traktował na poważnie pod względem ideologii, ale przynajmniej podłoga pozostawała we względnej czystości przez dość długi czas.
Podeszłam do stolika decyzyjnego. To aż cud, że nie stały na nim nieumyte kubki po kawie popijanej podczas rozmowy o "predyspozycjach" Ivy z młodszego rocznika, czy ostatniej gafie Jacka. Pomieszczenie to, poza typowo decyzyjnym charakterem najlepszych strategów szkoły, stanowiło wówczas swego rodzaju klub dyskusyjny dla dopuszczonej do poznania "cudownej lokacji" śmietanki, było salonem dla znudzonych lekcjami młodych mężczyzn. Nie oznacza to, że nikt nie pracował, regały zawalone były taktykami i schematami chyba na każdy temat, który dotyczył obronności placówki szkoły, włącznie z pełnym katalogiem kwiatostanów parapetowych wszystkich klas, rozmieszczeniem mebli w prywatnych kwaterach nauczycielskich i rozpiską charakterów zwierząt ćwiczebnych na Małej Arenie. Z pewną nostalgią przeciągnęłam palcem po pokrytej cienką warstwą kurzu ławie, na której wciąż leżał otwarty na przypadkowej stronie dziennik z fizycznym rozpisaniem jednego z elementów architektury stadionu.
- Czego od nas oczekujesz, Rengiku? - usłyszałam za swoimi placami i wyrwałam się z transu, jaki wywołały wspomnienia.
- Na początku chcę, żebyście się zapoznali z dokładnymi planami wszystkich bundynków i je zapamiętali. Mówiąc dokładnych, mam na myśli w którą stronę uginają się drzewa w okolicach grilla, w którą stronę otwiera się okno w pokoju numer 37 i na jaki kąt maksymalny możecie otworzyć drzwi kantorka profesor Kilio. Macie czas do jutra. A poza tym... kurna, zapomniałam tabletu. Dajcie mi piętnaście minut, zaraz będę. Możecie przez ten czas przejrzeć ksiegozbiór notatek. Jeśli myślicie, że są ułożone alfabytycznie lub chronologicznie, to się mylicie. Liczę, że dojdziecie do momentu mojego powrotu, jakim kluczem są ułożone, bo w przyszłości umiejętność szybkiego odszukania potrzebnych informacji może być kluczowa - oznajmiłam władczo.
- No chyba cię pogięło! Nie ma mowy, żeby ktokolwiek to wszystko pamiętał! - zaprotestował Izaya, już po raz kolejny. Mimo dość topornego charakteru liczyłam, że sie do czegoś przyda. Przynajmniej nie będzie się bał odezwać...
- Och, doprawdy? - obróciłam się na pięcie i wyzywająco oparłam udami o stolik za mną. W takim razie weź jakikowlwiek plan i zapytaj, o co chcesz - stwierdziłam prześmiewczo-uwodzicielnskim głosem. Chłopak wyciągnął rękę po jedną ze złożonych "w kostkę" kartek, po czym ją rozłożył. Chwilę oglądał, po czym uśmiechnął się tryumfalnie.
- Skoro wszystko, to ile jest paneli na długość w dojo? - wygladał, jakby złapał Pana Boga, i to nie za nogi, a nieco wyżej.
- Dziewięćdziesiąt dwie - odpowiedziałam spokojnie. - Od strony północnej siódma jest czarniejsza, piętnasta od południa ukruszona na dole. Każda jest szeroka na 31,5 cm za wyjątkiem pierwszej na północy, która jest szersza i ma 33,5cm. Coś jeszcze? - spytałam, odrzucając za siebie włosy ruchem głowy. Izaya wydawał się być zupełnie przekonany, że dalsze pytania nie mają sensu. - W takim razie ja żegnam na chwilę. Znajdźcie klucz segregacji, zacznijcie się uczyć... i niech tu ktoś posprząta, bo szlag mnie zaraz trafi - oznajmiłam, po czym wyszłam, by wrócić do pokoju po lenovo yogę.
Potrzebowałam pomocy Raya jak nigdy od bardzo długiego czasu. Nie chciałam tego przed nikim przyznawać, ale bałam się. Ludzie, których znałam, i których wiedzy bezgranicznie ufałam, byli rozsiani niemal po całym świecie, a ja zostałam sama. Nie do końcawiem, w którym momencie znalazłam się w kuckach pod ścianą, cała trzęsąca i tylko cudem nie zapłakana. To nie było w moim stylu, ale brakowało mi już sił...
<Jak wrażenia w Komnacie Tajemnic?>
<I ktoś mnie może znalazł i po jakim czasie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz