Szliśmy obok siebie przed szkołą, gdy do naszych uszu dotarł jakiś
krzyk. Rozejrzałem się wokół, szukając wzrokiem jego źródła i ledwo
zdążyłem usłyszeć szept Thorne, a ten już biegł czym prędzej wgłąb
budynku. Nie myśląc wiele, złapałem dziewczynę za nadgarstek i ciągnąc ją
za sobą próbowałem dogonić gościa. Jako grupa chyba powinniśmy się
trzymać razem, prawda?
- Idioto, mógłbyś mnie łaskawie puścić?! Umiem biegać!
- Dobra, dobra. Tylko rusz się trochę! - mruknąłem do Sayuri, widząc, że Thorne wbiega do jakiejś sali. Zatrzymałem się w drzwiach i widząc, że Lilia chce już rozpocząć swoją tyradę, uciszyłem ją palcem. Nie chciałem, żeby wtrącała się w dramatyczną chwilę, która miała miejsce przed naszymi oczami.
- Jesteś tak samo rozwydrzony jak twój brat! - wykrzyczał jakiś facet w kitlu do dzieciaka, który usiłował schować się za starszym bratem. Chłopak był przerażony i miał świeży, czerwony ślad na twarzy.
Mózgu, proszę cię, nie teraz! pomyślałem, ściskając nadgarstek i usiłując zatrzymać natłok natrętnych wspomnień. Ledwo udało mi się powstrzymać nerwowy chichot, który zwykle pomagał mi się ogarnąć w podobnych sytuacjach. Zamiast tego, pilnowałem, by mój uśmiech gdzieś nie uciekł. Przynajmniej tyle.
- Dlaczego to zrobiłeś? - powiedział Thorne zduszonym głosem.
- Thorne...
- To rozwydrzony bachor, tak samo jak ty... No, Leo, pochwal się, co zrobiłeś. Poświęciłem dla was tyle czasu, a ty...
- DOSYĆ! - jego wypowiedź przerwał krzyk Thorne, a mały tylko skulił się bardziej i zacisnął mocniej pięści na jego koszuli, na co di Trevi momentalnie się odwrócił i wyszeptał coś do niego.
- Teraz wyjdziesz. Wyjdziesz, albo zatopię kły w twoim gardle. I nawet nie myśl, że będzie mi cię żal.
Gada, jakby był co najmniej psem obronnym... Nie, wilk pasuje lepiej przeszło mi przez myśl. Staruszek wyszedł niemal natychmiast, odwracając się raz do Thorne, a potem zerknął na nas i wymamrotał coś, kuśtykając wgłąb korytarza.
- Ktoś mi powie, co tu się stało? - głos Lilii przeciął powietrze. Thorne chyba naprawdę postanowił kompletnie ignorować jej pytania i przystąpił do kuracji rodzinnej. Potem wyszedł z sali i trzymając Leo za rękę znowu poszedł w siną dal.
Westchnąłem i gestem powiedziałem Sayuri, by poszła za mną, a sam odwróciłem się i zacząłem podążać za rodzeństwem.
- Rodzinna sprzeczka, Lilio. Tak to właśnie wygląda w niektórych familiach. A teraz pilnuj tyłu, ja pójdę na przód, na wypadek, gdyby tamtemu znowu chciało się gdzieś polecieć - powiedziałem cicho do dziewczyny, wskazując głową na Thorne'a i czując na sobie jej obrażone spojrzenie, podszedłem bliżej do chłopaków.
- Wilku, wybacz, że nie damy wam teraz spokoju, ale sam rozumiesz, musimy przynajmniej trzymać się w grupie. Lider każe, uczeń musi. Wiesz o co chodzi, prawda? Podobno tamta dziewczyna pokonała samą Rengiku...
<Thorne? Sayuri?>
- Idioto, mógłbyś mnie łaskawie puścić?! Umiem biegać!
- Dobra, dobra. Tylko rusz się trochę! - mruknąłem do Sayuri, widząc, że Thorne wbiega do jakiejś sali. Zatrzymałem się w drzwiach i widząc, że Lilia chce już rozpocząć swoją tyradę, uciszyłem ją palcem. Nie chciałem, żeby wtrącała się w dramatyczną chwilę, która miała miejsce przed naszymi oczami.
- Jesteś tak samo rozwydrzony jak twój brat! - wykrzyczał jakiś facet w kitlu do dzieciaka, który usiłował schować się za starszym bratem. Chłopak był przerażony i miał świeży, czerwony ślad na twarzy.
Mózgu, proszę cię, nie teraz! pomyślałem, ściskając nadgarstek i usiłując zatrzymać natłok natrętnych wspomnień. Ledwo udało mi się powstrzymać nerwowy chichot, który zwykle pomagał mi się ogarnąć w podobnych sytuacjach. Zamiast tego, pilnowałem, by mój uśmiech gdzieś nie uciekł. Przynajmniej tyle.
- Dlaczego to zrobiłeś? - powiedział Thorne zduszonym głosem.
- Thorne...
- To rozwydrzony bachor, tak samo jak ty... No, Leo, pochwal się, co zrobiłeś. Poświęciłem dla was tyle czasu, a ty...
- DOSYĆ! - jego wypowiedź przerwał krzyk Thorne, a mały tylko skulił się bardziej i zacisnął mocniej pięści na jego koszuli, na co di Trevi momentalnie się odwrócił i wyszeptał coś do niego.
- Teraz wyjdziesz. Wyjdziesz, albo zatopię kły w twoim gardle. I nawet nie myśl, że będzie mi cię żal.
Gada, jakby był co najmniej psem obronnym... Nie, wilk pasuje lepiej przeszło mi przez myśl. Staruszek wyszedł niemal natychmiast, odwracając się raz do Thorne, a potem zerknął na nas i wymamrotał coś, kuśtykając wgłąb korytarza.
- Ktoś mi powie, co tu się stało? - głos Lilii przeciął powietrze. Thorne chyba naprawdę postanowił kompletnie ignorować jej pytania i przystąpił do kuracji rodzinnej. Potem wyszedł z sali i trzymając Leo za rękę znowu poszedł w siną dal.
Westchnąłem i gestem powiedziałem Sayuri, by poszła za mną, a sam odwróciłem się i zacząłem podążać za rodzeństwem.
- Rodzinna sprzeczka, Lilio. Tak to właśnie wygląda w niektórych familiach. A teraz pilnuj tyłu, ja pójdę na przód, na wypadek, gdyby tamtemu znowu chciało się gdzieś polecieć - powiedziałem cicho do dziewczyny, wskazując głową na Thorne'a i czując na sobie jej obrażone spojrzenie, podszedłem bliżej do chłopaków.
- Wilku, wybacz, że nie damy wam teraz spokoju, ale sam rozumiesz, musimy przynajmniej trzymać się w grupie. Lider każe, uczeń musi. Wiesz o co chodzi, prawda? Podobno tamta dziewczyna pokonała samą Rengiku...
<Thorne? Sayuri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz