S+3 Zadanie
2 - para Ilość członków
Katia - S+M Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa
2 - para Ilość członków
Katia - S+M Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa
Post 2 - Keith
Sam do końca nie wiedziałem, czego szukam. Mimo to niepokój, który wyczuwałem, nie dawał mi spokoju. Obserwowałem każde miejsce po kolei, skupiając na nim wzrok przez dłuższy czas. Za chwilę skarciłem się jednak za takie postępowanie. Przecież powinienem był pamiętać nauki ojca... Spuściłem głowę. Katia od razu to zauważyła.
- Coś nie tak? - zapytała zmartwiona.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu sobie coś przypomniałem - odparłem spokojnie.
- Co takiego? - odezwała się nieśmiało.
- Mój ojciec był specjalistą od obserwacji. Zawsze dostrzegał nawet najmniejszy ruch. Nauczył mnie, że nie należy przez dłuższy czas spoglądać w jedno miejsce, ale nieustannie, lecz skrupulatnie obserwować cały teren - wyjaśniłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Postanowiłem więc włączyć ją w obserwacje.
- Posłuchaj, odwróć się do mnie plecami i uważnie oglądaj teren przed sobą. Nie skupiaj się za długo na jednym punkcie. Wodź powoli wzrokiem od prawej do lewej strony i odwrotnie. Możesz zauważyć tylko ruch, a to już wiele - poleciłem jej.
Moja towarzyszka zrobiła dokładnie to, o co ją prosiłem. Ja z kolei wróciłem do przeszukiwania mojej części terenu. Włączyłem w to również słuch. Im dłużej trwały obserwacje, tym częściej zaczęła mnie nawiedzać myśl, że może moja intuicja po prostu mnie zmyliła. Gdy miałem już odpuścić, Katia wzdrygnęła się gwałtownie.
- Zobaczyłaś coś? - zapytałem błyskawicznie.
- Tak - odparła, wskazując punkt.
Napiąłem łuk. Po chwili dostrzegłem ruch w pobliskich krzakach. Ścisnąłem broń na dole. Pojawił się niewielki ekran. Nakierowałem strzałą dokładnie na centralną część zarośli. Już po sekundzie na "lewitującym" telewizorze ujrzałem zarys skulonej sylwetki.
- Wiem, że tam jesteś. Wyjdź albo zaraz przeszyję cię strzałą na wylot - zagroziłem.
Liście poruszyły się. Stanął przed nami siwy mężczyzna z uniesionymi rękami.
- Dlaczego nas obserwujesz? - zapytałem spokojnie.
- Nie śmiałbym, panie. Nazywam się John Gilbert. Jestem tylko prostym starcem. Schowałem się tu, ponieważ myślałem, że on wrócił. Proszę, nie rób mi krzywdy - odrzekł błagalnym głosem.
Posłałem porozumiewawcze spojrzenie Katii. W tamtej chwili oboje byliśmy przekonani, że ten człowiek coś wie. Opuściłem łuk, ale nie zdjąłem z niego strzał. Pozostawiłem go w pełnej gotowości. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz.
- Powiedziałeś "on". Kogo masz na myśli? - zapytałem.
- Człowieka, który zabrał stąd smoka - powiedział z pogardą w głosie.
- Widziałeś, to wszystko?
Kiwnął nieśmiało głową.
- Opowiedz - poprosiła Katia, zanim zdążyłem otworzyć usta.
- Szukałem w okolicy ziół, gdy pojawił się ten człowiek. Wyglądał groźnie, więc się schowałem. Najpierw był sam, ale potem dołączyło do niego jeszcze pięciu mężczyzn. Od razu zainteresowali się smokiem. Jeden z nich, którego nazywali Eskrawe, uniósł ręce do góry i zaczął coś szeptać. Smok zdezorientował się. Tylko na ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Związali go łańcuchami. Próbował się wyrwać. Zaczął ziać ogniem w stronę ich przywódcy. I wtedy to się zaczęło... Łańcuchy poczęły się świecić, potem zmieniły kolor na krwistoczerwony, jakby płonęły. Smok ryknął przeraźliwie, szamotał się. Wydawało mi się, że jakaś dziwna siła wyżerała mu łuski. Już się nie kontrolował. Wszystko stanęło w płomieniach. Nigdy czegoś takiego nie widziałem...
Mężczyzna opowiadał dalej, a ja zerknąłem na Katię. Stała nieruchomo. Wzrok wlepiła w nieistniejący punkt. Ostatkami sił próbowała powstrzymać łzy.
- Stop! - krzyknąłem - Już wystarczy...
Staruszek umilkł natychmiast. Ja objąłem moją towarzyszkę ramieniem, po czym zwróciłem się do mężczyzny:
- Dokąd poszedł?
- Nie wiem. Gdy tylko zobaczyłem płomienie, uciekłem.
Zakląłem cicho. Czyżby ta rozmowa naprawdę nic nie wniosła do naszych poszukiwań?
- Ale okoliczni mieszkańcy powinni coś wiedzieć na jego temat. Popytajcie. Im też skradziono w okrutny sposób magiczne stworzenia. Przynajmniej z tego, co pamiętam. Bo widzi pan...
- Gdzie jest ta okoliczna wioska? - zapytałem szybko.
- Kilka kilometrów stąd na północy wschód - wyjaśnił.
- Dziękuję panu za informacje. Może pan odejść - poleciłem.
Gdy mężczyzna już zniknął, spojrzałem na Katię. Wyglądała już lepiej, ale nadal była wstrząśnięta. Objąłem ją jeszcze mocniej.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Mamy już jakiś punkt zaczepienia. Dorwiemy tego drania i on zapłaci za to, co zrobił, obiecuję - zapewniłem ją, pewnym a jednocześnie czułym głosem.
<Katia?>
- Coś nie tak? - zapytała zmartwiona.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu sobie coś przypomniałem - odparłem spokojnie.
- Co takiego? - odezwała się nieśmiało.
- Mój ojciec był specjalistą od obserwacji. Zawsze dostrzegał nawet najmniejszy ruch. Nauczył mnie, że nie należy przez dłuższy czas spoglądać w jedno miejsce, ale nieustannie, lecz skrupulatnie obserwować cały teren - wyjaśniłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Postanowiłem więc włączyć ją w obserwacje.
- Posłuchaj, odwróć się do mnie plecami i uważnie oglądaj teren przed sobą. Nie skupiaj się za długo na jednym punkcie. Wodź powoli wzrokiem od prawej do lewej strony i odwrotnie. Możesz zauważyć tylko ruch, a to już wiele - poleciłem jej.
Moja towarzyszka zrobiła dokładnie to, o co ją prosiłem. Ja z kolei wróciłem do przeszukiwania mojej części terenu. Włączyłem w to również słuch. Im dłużej trwały obserwacje, tym częściej zaczęła mnie nawiedzać myśl, że może moja intuicja po prostu mnie zmyliła. Gdy miałem już odpuścić, Katia wzdrygnęła się gwałtownie.
- Zobaczyłaś coś? - zapytałem błyskawicznie.
- Tak - odparła, wskazując punkt.
Napiąłem łuk. Po chwili dostrzegłem ruch w pobliskich krzakach. Ścisnąłem broń na dole. Pojawił się niewielki ekran. Nakierowałem strzałą dokładnie na centralną część zarośli. Już po sekundzie na "lewitującym" telewizorze ujrzałem zarys skulonej sylwetki.
- Wiem, że tam jesteś. Wyjdź albo zaraz przeszyję cię strzałą na wylot - zagroziłem.
Liście poruszyły się. Stanął przed nami siwy mężczyzna z uniesionymi rękami.
- Dlaczego nas obserwujesz? - zapytałem spokojnie.
- Nie śmiałbym, panie. Nazywam się John Gilbert. Jestem tylko prostym starcem. Schowałem się tu, ponieważ myślałem, że on wrócił. Proszę, nie rób mi krzywdy - odrzekł błagalnym głosem.
Posłałem porozumiewawcze spojrzenie Katii. W tamtej chwili oboje byliśmy przekonani, że ten człowiek coś wie. Opuściłem łuk, ale nie zdjąłem z niego strzał. Pozostawiłem go w pełnej gotowości. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz.
- Powiedziałeś "on". Kogo masz na myśli? - zapytałem.
- Człowieka, który zabrał stąd smoka - powiedział z pogardą w głosie.
- Widziałeś, to wszystko?
Kiwnął nieśmiało głową.
- Opowiedz - poprosiła Katia, zanim zdążyłem otworzyć usta.
- Szukałem w okolicy ziół, gdy pojawił się ten człowiek. Wyglądał groźnie, więc się schowałem. Najpierw był sam, ale potem dołączyło do niego jeszcze pięciu mężczyzn. Od razu zainteresowali się smokiem. Jeden z nich, którego nazywali Eskrawe, uniósł ręce do góry i zaczął coś szeptać. Smok zdezorientował się. Tylko na ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Związali go łańcuchami. Próbował się wyrwać. Zaczął ziać ogniem w stronę ich przywódcy. I wtedy to się zaczęło... Łańcuchy poczęły się świecić, potem zmieniły kolor na krwistoczerwony, jakby płonęły. Smok ryknął przeraźliwie, szamotał się. Wydawało mi się, że jakaś dziwna siła wyżerała mu łuski. Już się nie kontrolował. Wszystko stanęło w płomieniach. Nigdy czegoś takiego nie widziałem...
Mężczyzna opowiadał dalej, a ja zerknąłem na Katię. Stała nieruchomo. Wzrok wlepiła w nieistniejący punkt. Ostatkami sił próbowała powstrzymać łzy.
- Stop! - krzyknąłem - Już wystarczy...
Staruszek umilkł natychmiast. Ja objąłem moją towarzyszkę ramieniem, po czym zwróciłem się do mężczyzny:
- Dokąd poszedł?
- Nie wiem. Gdy tylko zobaczyłem płomienie, uciekłem.
Zakląłem cicho. Czyżby ta rozmowa naprawdę nic nie wniosła do naszych poszukiwań?
- Ale okoliczni mieszkańcy powinni coś wiedzieć na jego temat. Popytajcie. Im też skradziono w okrutny sposób magiczne stworzenia. Przynajmniej z tego, co pamiętam. Bo widzi pan...
- Gdzie jest ta okoliczna wioska? - zapytałem szybko.
- Kilka kilometrów stąd na północy wschód - wyjaśnił.
- Dziękuję panu za informacje. Może pan odejść - poleciłem.
Gdy mężczyzna już zniknął, spojrzałem na Katię. Wyglądała już lepiej, ale nadal była wstrząśnięta. Objąłem ją jeszcze mocniej.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Mamy już jakiś punkt zaczepienia. Dorwiemy tego drania i on zapłaci za to, co zrobił, obiecuję - zapewniłem ją, pewnym a jednocześnie czułym głosem.
<Katia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz