S+3 Zadanie
2 - para Ilość członków
Keith - S+W Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa
2 - para Ilość członków
Keith - S+W Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa
Post 2 - Katia
- Jedyne, co możemy zrobić to rozpytywać ludzi w miastach czy nie słyszeli o jakichś dziwnych i niepokojących wydarzeniach. Nie mamy jednak gwarancji, że czegokolwiek się dowiemy - pokręciłam głową ze smutkiem – Rengiku dała mi wczoraj akta Eskrawe, z których wynika, że ten drab przez większość czasu siedzi sobie w jakiejś kryjówce z dala od ludzi. Wychodzi tylko na polowania, a potem po prostu się ulatnia, tak by zrobić jak najmniej szumu wokół całej akcji.
- W takim razie jak udało mu się porwać te wszystkie stworzenia? – zapytał Keith, marszcząc brwi – Skąd w ogóle wiedział gdzie je znaleźć?
- Były Inkwizytor przyciąga do siebie mnóstwo dziwnych typków, którzy są jego oczami i uszami, w co większych miasta. – wyjaśniłam – Uwalnia ich z więzień czy pomaga w załatwieniu brudnych sprawek, a oni w zamian donoszą mu gdzie, kiedy i jakie stworzenie widziano.
Keith tylko skinął głową, po czym wyszliśmy ze stajni i oboje dosiedliśmy naszych klaczy. Od razu zmusiłam Nari do galopu, wysuwając się do przodu i pewnie wjeżdżając na wąską ścieżkę wijącą się wśród leśnej gęstwiny. Co jakiś czas odwracałam głowę by sprawdzić czy mój towarzysz za mną nadąża. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwiłam, bo Keith świetnie sobie radził z kierowanie Antiqą, która była przyzwyczajona do leśnych przejażdżek. Kiedy się odwracałam chłopak posyłał mi lekki uśmiech, ale zauważyłam, że przez większość czasu jest bardzo zamyślony, jakby nieustannie coś analizował. Wiedząc, że towarzysz nie zwraca teraz większej uwagi na otoczenie sondowałam magicznie teren w promieniu dwóch mil by wyłapać wszelkie niebezpieczeństwa. Skupiłam się na tym tak bardzo, że z początku nie dotarło do mnie, że jesteśmy już na miejscu. Dopiero, kiedy Nari zatrzymała się z głośnym rżeniem gwałtownie powróciłam do rzeczywistości. Uświadamiając sobie gdzie jestem, zamarłam z przerażenia.
Jeszcze kilka godzin temu ta polana była rajskim miejsce, pełnym kwiatów i miękkiej zielonej trawy, w której można było leżeć i odpoczywać Okalały ją wysokie, stare drzewa, po których hasały wiewiórki, a na wyższych gałęziach ptaki zakładały swe gniazda. To miejsce było bezpieczne i często zapuszczały się tu stada jeleni czy inne płochliwe i niegroźne z natury zwierzęta. Teraz z tej sielanki nie zostało nic. Drzewa były połamane, a nadpalone, pozbawione liści kłody zaścielały pooraną pazurami, pozbawioną zieleni ziemię, na której nie ostał się najmniejszy skrawek zieleni. W powietrzu czuć było swąd czarnej magii zmieszanej ze spalenizną, a do uszu nie dochodził nawet najlżejszy szmer, co oznaczało, że wszystkie zwierzęta uciekły w popłochu…
Wstrząśnięta tym widokiem, ześliznęłam się z grzbietu klaczy i powoli weszłam na pobojowisko. Nie trudno było się domyślić, że większość zniszczeń spowodował rozwścieczony i zaciekle broniący wolności Ren, ale nie dawała mi spokoju magiczna aura wciąż wyczuwalna w powietrzu. Umysł podpowiadał, że ślady aury nie miały prawa przetrwać tak długo na otwartym terenie, co nie zmieniało faktu, że czułam je bardzo wyraźnie… Zamyślona zaczęłam uważnie przeszukiwać polankę, aż w końcu pod konarami starego dębu odnalazłam strzęp czarnej szaty i co ważniejsze dziwny medalion, który emanował potężną, ale i ciemną mocą. Ostrożnie schowałam znaleziska do magicznie zabezpieczonej sakwy, by zbadać je później w odpowiedniejszych do tego warunkach.
Dopiero, kiedy przypięłam sakwę z powrotem do paska, uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jest Keith. Z mieszaniną niepokoju i poczucia winy rozejrzałam się po łące aż wreszcie wpatrzyłam chłopaka na drugim końcu polany. Stał tyłem do mnie, wyprężony jak struna i z bronią uniesioną w gotowości. Przez cały czas czujnie lustrował lesisty teren. Nie wiedziałam, co wzbudziło jego czujność, ale nie zamierzałam się odzywać. Stanęłam, więc tylko u boku chłopaka gotowa do walki czy ewentualnego odwrotu.
<Keith? Co się dzieje?>
- W takim razie jak udało mu się porwać te wszystkie stworzenia? – zapytał Keith, marszcząc brwi – Skąd w ogóle wiedział gdzie je znaleźć?
- Były Inkwizytor przyciąga do siebie mnóstwo dziwnych typków, którzy są jego oczami i uszami, w co większych miasta. – wyjaśniłam – Uwalnia ich z więzień czy pomaga w załatwieniu brudnych sprawek, a oni w zamian donoszą mu gdzie, kiedy i jakie stworzenie widziano.
Keith tylko skinął głową, po czym wyszliśmy ze stajni i oboje dosiedliśmy naszych klaczy. Od razu zmusiłam Nari do galopu, wysuwając się do przodu i pewnie wjeżdżając na wąską ścieżkę wijącą się wśród leśnej gęstwiny. Co jakiś czas odwracałam głowę by sprawdzić czy mój towarzysz za mną nadąża. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwiłam, bo Keith świetnie sobie radził z kierowanie Antiqą, która była przyzwyczajona do leśnych przejażdżek. Kiedy się odwracałam chłopak posyłał mi lekki uśmiech, ale zauważyłam, że przez większość czasu jest bardzo zamyślony, jakby nieustannie coś analizował. Wiedząc, że towarzysz nie zwraca teraz większej uwagi na otoczenie sondowałam magicznie teren w promieniu dwóch mil by wyłapać wszelkie niebezpieczeństwa. Skupiłam się na tym tak bardzo, że z początku nie dotarło do mnie, że jesteśmy już na miejscu. Dopiero, kiedy Nari zatrzymała się z głośnym rżeniem gwałtownie powróciłam do rzeczywistości. Uświadamiając sobie gdzie jestem, zamarłam z przerażenia.
Jeszcze kilka godzin temu ta polana była rajskim miejsce, pełnym kwiatów i miękkiej zielonej trawy, w której można było leżeć i odpoczywać Okalały ją wysokie, stare drzewa, po których hasały wiewiórki, a na wyższych gałęziach ptaki zakładały swe gniazda. To miejsce było bezpieczne i często zapuszczały się tu stada jeleni czy inne płochliwe i niegroźne z natury zwierzęta. Teraz z tej sielanki nie zostało nic. Drzewa były połamane, a nadpalone, pozbawione liści kłody zaścielały pooraną pazurami, pozbawioną zieleni ziemię, na której nie ostał się najmniejszy skrawek zieleni. W powietrzu czuć było swąd czarnej magii zmieszanej ze spalenizną, a do uszu nie dochodził nawet najlżejszy szmer, co oznaczało, że wszystkie zwierzęta uciekły w popłochu…
Wstrząśnięta tym widokiem, ześliznęłam się z grzbietu klaczy i powoli weszłam na pobojowisko. Nie trudno było się domyślić, że większość zniszczeń spowodował rozwścieczony i zaciekle broniący wolności Ren, ale nie dawała mi spokoju magiczna aura wciąż wyczuwalna w powietrzu. Umysł podpowiadał, że ślady aury nie miały prawa przetrwać tak długo na otwartym terenie, co nie zmieniało faktu, że czułam je bardzo wyraźnie… Zamyślona zaczęłam uważnie przeszukiwać polankę, aż w końcu pod konarami starego dębu odnalazłam strzęp czarnej szaty i co ważniejsze dziwny medalion, który emanował potężną, ale i ciemną mocą. Ostrożnie schowałam znaleziska do magicznie zabezpieczonej sakwy, by zbadać je później w odpowiedniejszych do tego warunkach.
Dopiero, kiedy przypięłam sakwę z powrotem do paska, uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jest Keith. Z mieszaniną niepokoju i poczucia winy rozejrzałam się po łące aż wreszcie wpatrzyłam chłopaka na drugim końcu polany. Stał tyłem do mnie, wyprężony jak struna i z bronią uniesioną w gotowości. Przez cały czas czujnie lustrował lesisty teren. Nie wiedziałam, co wzbudziło jego czujność, ale nie zamierzałam się odzywać. Stanęłam, więc tylko u boku chłopaka gotowa do walki czy ewentualnego odwrotu.
<Keith? Co się dzieje?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz