Przejście korytarzami jak zwykle łączyło się z atakiem z wszystkich
stron. Chyba już się do tego przyzwyczaiłem. Mimo iż wcześniej uznałem,
że to słabe, jednak zmieniłem nastawienie. Miało swoje plusy. Poprawił
się mój fechtunek, moja katana nie była już tylko narzędziem, stała się
przedłużeniem mojej ręki. Miałem mieć trening z Rengiku, ale zostało mi
jeszcze trochę, wiec czasu poszedłem oczywiście do ogrodu. Minąłem wiele osób,
nie zwracając na nich większej uwagi. Przysiadłem na ławce, obserwując
przechodniów. Znaczy, może inaczej, niby na nich patrzyłem, ale nie
zwracałem uwagi, kto to taki. Trochę odpłynąłem myślami. Zerwałem się
nagle, najprawdopodobniej byłem już spóźniony. Westchnąłem, zapewne mi się
dostanie. Ruszyłem w stronę sali treningowej. Mimo iż zwykle nie
zwracam na nikogo większej uwagi, tym razem było inaczej. W stronę
części Magicznych szedł jakiś mężczyzna. Miał blond włosy i garnitur. To
tam jeszcze, mogłem olać, ale coś w jego postawie mówiło mi, że coś
kombinuje, był zbyt pewny siebie. Bardziej nawet niż nieraz ja. Przez
chwilę zastanawiałem się, czy by za nim nie pójść, ale skoro szedł do
Magicznych, to ich sprawa. Zresztą, musiałem iść na trening. Powstrzymałem
swoją chęć i poszedłem do sali. Od razu poczułem na sobie spojrzenie
niebieskich oczu mentorki.
Rengiku?
Rengiku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz