Pożegnałem się z dziewczyną i wyszedłem na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Stanowczo za dużo się działo jak na tak krótki czas. W głowie pulsowała mi lekko krew, raczej ze zdenerwowania. Podszedłem do najbliższej ławki i usiadłem na niej, odchylając się do tyłu. Zacząłem się zastanawiać, kiedy zaczęły się moje problemy z towarzystwem... chyba po wyjeździe Migi'ego jakieś dwa lata temu. Wcześniej wszystko było jakieś łatwiejsze, trawa zieleńsza, a nawet jeśli czyjeś emocje doprowadzały mnie do migreny, mogłem to odreagować na Migi'm. Nie, żebym stanowił realne zagrożenie dla chłopaka, który całe życie ćwiczył, a na brzuchu miał kaloryfer zamiast mojego materaca. Przymknąłem oczy i zacząłem w myślach studiować melodię Węgierskiej Rapsodii Liszta [tak, można sprawdzić, piękny utwór romantyzmu - Muahahahaha].
- Koijima? - usłyszałem nad sobą niski, męski głos o nieco agresywnym zabarwieniu. Otworzyłem zdziwiony oczy. Nade mną stał blondyn w garniturze z widocznymi na ręce tatuażami i nad wyraz nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Gdy nieuważnie sięgnąłem mocą do jego emocji, poczułem bolesne ukłucie. Na tyle bolesne, że pisnąłem. - Hiroki Koijima? - spytał mężczyzna jeszcze raz, nie zwracając uwagi na to, co się właśnie stało.
- T-tak - odpowiedziałem szybko, wstając niezgrabnie. - Coś się stało? - spytałem, rozglądając się dookoła, czy w razie czego mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc. Bezskutecznie.
- W imieniu Wielkiej Inkwizycji mam nakaz odeskortowania cię do aresztu pod zarzutem kradzieży Artefaktu Wchodzącego Słońca - powiedział formalnie, jednak widziałem w jego oczach, ze najchętniej zabiłby mnie na miejscu, i to bez mrugnięcia okiem.
- A-ale ja nic nie... - nie dane mi było dokończyć, bo mężczyzna brutalnie wykręcił mi rękę, specjalnie ciągnąć nieco dalej, jak sięgało moje ramię. Krzyknąłem z bólu, czułem jak moje kości nie wytrzymują napięcia i powoli szykują się do pęknięcia.
- Nie radzę się szarpać, bo zabiję jak psa - syknął.
- Co tu się dzieje?! - usłyszałem wyraźnie zły głos za swoimi plecami. Zidentyfikowanie go zajęło mi ułamek sekundy - Katia.
<Katia, ratunku!>
- T-tak - odpowiedziałem szybko, wstając niezgrabnie. - Coś się stało? - spytałem, rozglądając się dookoła, czy w razie czego mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc. Bezskutecznie.
- W imieniu Wielkiej Inkwizycji mam nakaz odeskortowania cię do aresztu pod zarzutem kradzieży Artefaktu Wchodzącego Słońca - powiedział formalnie, jednak widziałem w jego oczach, ze najchętniej zabiłby mnie na miejscu, i to bez mrugnięcia okiem.
- A-ale ja nic nie... - nie dane mi było dokończyć, bo mężczyzna brutalnie wykręcił mi rękę, specjalnie ciągnąć nieco dalej, jak sięgało moje ramię. Krzyknąłem z bólu, czułem jak moje kości nie wytrzymują napięcia i powoli szykują się do pęknięcia.
- Nie radzę się szarpać, bo zabiję jak psa - syknął.
- Co tu się dzieje?! - usłyszałem wyraźnie zły głos za swoimi plecami. Zidentyfikowanie go zajęło mi ułamek sekundy - Katia.
<Katia, ratunku!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz