- To tutaj Mauricio –
powiedziałem, dając znak by mężczyzna zatrzymał samochód.
Mauricio był w naszej rodzinie
odkąd pamiętam, pracował tu, jako lokaj, czasem szofer, ale dla mnie i rodzeństwa
był niczym jeszcze jeden dziadek.
- Wnieść bagaże? – zapytał, parkując
przed ogromnym budynkiem mojej nowej szkoły.
- Poradzę sobie – odparłem
rozbawiony, wysiadając z auta i otwierając bagażnik.
Pod czujnym okiem Mauricia zarzuciłem
torbę na ramię i wyjąłem walizkę. Wolną ręką uchwyciłem mocno swoją broń i wreszcie
byłem gotowy.
- Jesteś już wolny – zwróciłem się
do szofera
- Do widzenia paniczu – Mauricio ukłonił
się z szacunkiem
- Do zobaczenia! – Zawołałem, po
czym szparkim krokiem ruszyłem w stronę czerwonego gmachu.
Z tego, co się zdążyłem
zorientować moja klasa zajmowała zachodnią część szkoły. Chciałem jak
najszybciej pozbyć się tych wszystkich szpargałów toteż niemal wbiegłem do
budynku. Dalej nie poszło mi już tak łatwo, bo każdy skrawek korytarza w
zachodnim skrzydle podobny był do pola bitwy. Musiałem, co chwila robić uniki
lub odbijać lecące na mnie obiekty za pomocą kibo. Przyznam szczerze, że mnie
to bawiło, a miny właścicieli broni, gdy ta wracała do nich niczym bumerang
były po prostu bezcenne.
Kiedy w końcu znalazłem się w
swoim pokoju od razu zauważyłem, że mój współlokator już się wcześniej tu pojawił,
bo łóżko było rozburzone, a na jednym z biurek ustawiono stos podręczników.
Zaciekawiony rzuciłem okiem na pierwszą z brzegu książkę. Była to „Strategia
stosowana” podpisana przez niejakiego Nathaniela Rize. Ciekaw byłem czy będzie
dało się z nim pogadać, ale nie miałem zamiaru siedzieć tu i czekać aż się
łaskawie raczy pojawić. W rekordowym tempie wypakowałem wszystkie swoje rzeczy
do szafy i szafek, a potem wyszedłem wciąż z kibo w prawej dłoni. Nie miałem
zamiaru dać się komuś zaskoczyć i oberwać już w pierwszym dniu szkoły.
Zacząłem spacerować po
korytarzach, wchodząc do wszystkich interesujących pomieszczeń jak biblioteka,
kafeteria czy sala treningowa. Wszędzie było tłoczno i głośno, ale na parterze
moją uwagę zwróciły dwie dziewczyny. Jedna wyglądała na zdezorientowaną i z
lekka zirytowaną, a druga, która rozmawiała przez telefon była blada i jakby
zszokowana.
- Cześć – przywitałem się,
podchodząc do nich – Coś nie tak?
- Nie twój interes – warknęła ta
blada dziewczyna, chowając telefon do kieszeni – Nie wtykaj nosa w nie swoje
sprawy i lepiej zostaw mnie w spokoju!
Po tych słowach dziewczyna pobiegła w sobie tylko wiadomym
kierunku, a ja zostałem z białowłosą dziewczyną, która była chyba równie
zdziwiona całym zajściem, co ja.
(Inori?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz