- A więc to tak wygląda ta szkoła.... - rzekłam, poprawiając swoje niebieskie włosy.
Weszłam do środka i zdezorientowana nie
wiedziałam co robić dalej. Nie sądziłam, że kiedyś dam się na to namówić. Byłam setki kilometrów od własnych rodziców, domu, a w dodatku musiałam jechać prawie pół
nocy pociągiem bo rodzice nie mieli czasu mnie tu przywieźć. Teraz wreszcie byłam na miejscu... Tylko... Co dalej?
Spytać się kogoś o drogę
czy lepiej iść na ślepo? Zaraz, nie aż tak do końca na ślepo... Jak to
było.... Do klasy W na zachód, do klasy M na wschód.... Czyli mamy już
kierunek, wschód, a jak kogoś spotkam to spytam się gdzie jest
sekretariat i po sprawie...
Prawdopodobnie to co teraz pomyślałam, powiedziałam na głos, czyli norma dla mnie. Taak.... Raźno ruszyłam
przed siebie, chociaż nawet nie wiedziałam czy tubylcy mnie tu miło
przyjmą... Przeszłam przez parę zakrętów, schodów i ani żywego ducha...
- Hmm.... - znowu odezwałam się sama do siebie. - Skoro to tubylcy to
może pozjadali się nawzajem czy....?!
Nie dane było mi dokończyć, bo
wpadłam na.... No właśnie nie wiedziałam na kogo bo w czasie upadku moja
niebieska grzywka zasłoniła mi 3/4 twarzy.
- Wybacz, nic Ci nie jest? - nie wiedziałam kto to, ale mam nadzieje, że mi pomoże...
- Nie, wszystko w porządku. - odpowiedziałam i zerknęłam na moje bagaże.
Futerał z cennymi skrzypcami leżał potulnie na moich kolanach,
moja granatowa walizka wpadła na ktosia, (nie wiem jakim cudem tam się
znalazła?!) a brązowa torba leżała obok mnie...
- Emm... Wszystko
dobrze? - upewniłam się, wstając po czym pomogłam jej/jemu podnieść się z podłogi. Co jak
co, moja walizka nie należy do lekkich....
<Ktosiu? Trochę chaotyczne, to fakt, ale chyba aż tak się nie pogubiłeś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz