Wakacje
środa, 26 sierpnia 2015
Inori
- Wybacz mi, że zniknęłam tak bez pożegnania na tak długo. Wiesz nie miałam czasu nawet, żeby do ciebie zadzwonić. Mój brat pojawił się ni stąd ni z znikąd powiadamiając mnie o tym, ze jestem potrzebna. Przez ten czas pomagałam w firmie bo moi rodzice musieli gdzieś wyjechać. Chodziłam przez to na różne bankiety, bale, spotkania i takie tam. Nawet nie miałam czasu, aby porozmawiać z moim bratem. Ale tak już bywa.- odetchnęłam.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała, biorąc ostatni łyk herbaty.
- I jak smakowała ci herbata? - zapytałam
- Bardzo mi smakował. Naprawdę ci dziękuję. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- Nao powiesz mi czym tak się martwisz? - zapytałam się patrząc w oczy dziewczyny.
<Nao?>
Nao
Inori
- To ty Nao. - rzuciłam się na dziewczynę. - Wybacz mi, że cię nie słuchałam. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się że cie widzę. - odpowiedziała Nao. Ale czymś się chyba martwiła.
- Czy coś się wydarzyło przez czas mojej nieobecności? - spytałam
- Wiesz nie za dużo, ale się wydarzyło. - odpowiedziała
- A opowiesz mi wszystko przy filiżance herbaty? - zapytałam się i wstając podałam rękę Nao.
<Nao?>
Nao
- Dokąd idziesz? - usłyszałam za sobą gdy właśnie miałam wyjść.
- Przejść się - oświadczyłam i trzasnęłam drzwiami.
Po całej akcji uznałam, że pójdę się przewietrzyć. Było już dość ciemno, ale nie specjalnie mi to przeszkadzało. Przeszłam się kawałek, gdy zobaczyłam Inori. Siedziała całkiem sama, co trochę mnie zmartwiło.
- Co tutaj robisz w tak chłodny wieczór całkiem sama? - spytałam, ale wcale się nie odwróciła. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Położyłam jej rękę na ramieniu.
- Inori-chan? Coś się stało? - spytałam zmartwiona.
Dopiero wtedy mnie zauważyła.
<Inori?>
wtorek, 25 sierpnia 2015
Rias
- W razie gdyby demon próbował nam przeszkodzić będziesz wiedziała jak sobie z nim poradzić, prawda? – zapytała na koniec liderka
- Tak – odparłam krótko
Katia uśmiechnęła się z ulgą i wraz ze mną i jasnowłosym chłopakiem opuściła salę.
<Katerina? Keith? Co teraz?>
<Sayuri? Nao? Co się dzieje po naszym wyjściu?>
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Ogłoszenie
niedziela, 23 sierpnia 2015
Katia
sobota, 22 sierpnia 2015
Nao
Keith
Słowa Katii dotknęły mnie do żywego. Pobladłem z przerażenia. Czy ja na pewno dobrze usłyszałem?
- Mogłabyś powtórzyć? - zapytałem, próbując trzymać nerwy na wodzy.
Dziewczyna na moment zawahała się, ale po chwili odpowiedziała:
- Przyszła do mnie, była zdenerwowana. Zaczęła mnie obwiniać o to, co stało się z Caspairem - popatrzyła na moje przerażone oblicze. - Ale spokojnie, to nic - dodała szybko, lecz trochę zbyt chaotycznie.
Spuściłem głowę i potarłem skronie. Wiedziałem, że skoro Rengiku była zdenerwowana, to puściły jej nerwy. Z pewnością nawrzeszczała na Katię, to nie ulegało wątpliwości. Myślałem, iż jestem cierpliwy, a moje nerwy pokrywa stal tak gruba i trwała, że nikt nie może się przez nią przebić. Tak było aż do tego momentu. W mojej piersi palił się gniew. Domagał się uwolnienia. Jak mogła zrobić coś takiego? Przecież to ja wydawałem rozkazy. Ja, nie Katia! Dlaczego pobiegła najpierw do niej?! Wszystkie moje błędy jako dowódcy przemknęły mi przed oczami. Nazbierało się trochę potknięć, jednak to ostatnie biło resztę na głowę. W dodatku oberwała za mnie Katia, moja towarzyszka. Spojrzałem na nią. Stała przede mną i mierzyła mnie troskliwym wzrokiem. Wiedziała, że się obwiniam. O dziwo to spojrzenie zlikwidowało wszystkie negatywne emocje, a w dodatku dotarło do schowanego gdzieś głęboko optymizmu i pozwoliło mu wyjść na zewnątrz. Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry. Miałem ochotę ją przytulić, podziękować. Jakimś dziwnym trafem uratowała tego optymistę, którym jestem na co dzień. Teraz muszę się podnieść, wyjść z tego z wysoko uniesioną głową. Dla siebie, dla Caspaira i dla Katii. Nie powiedziała mi tego wprost, ale czułem, że we mnie wierzyła. Nie mogłem jej zawieść. Ostatecznie podszedłem do niej i patrząc jej w oczy, powiedziałem:
- Przepraszam, że musiałaś oberwać za mój błąd. Wiem, że Rengiku na pewno nie potraktowała cię łagodnie - przygryzłem wargę. - Podjąłem złą decyzję, ale rozstrząnie tego w nieskończoność nie pomoże Caspairowi. Znajdziemy go i postawimy na nogi choćby nie wiem, co się działo - uśmiechnąłem się. - Po tym wszystkim pójdę do Rengiku. Musi wiedzieć, że nie miałaś z tym nic wspólnego.
Mój głos był spokojny, przepełniony pewnością siebie. Nie bałem się konsekwencji ani wrzasków liderki Walecznych. Byłem na nią wściekły, a moja sympatia do niej przerodziła się w coś na kształt niechęci. Nie mogłem tylko zrozumieć, dlaczego padło akurat na Katię. Wcześniej Rengiku kazała mi też nie słuchać tego, co "ona by mi opowiadała". Czyżby przepełniała ją jakaś niechęć do niej? Musiałem prędzej czy później dowiedzieć się, co jest jej powodem...
<Katia?>
piątek, 21 sierpnia 2015
Katia
Kiedy tylko o tym usłyszałam, wystraszyłam się, że mój partner zamierza na własną rękę uratować tego Walecznego, którym zawładnęła Aya. Wiedziałam, że choć jest świetnym wojownikiem to w pojedynkę sobie nie poradzi, więc znowu ruszyłam biegiem do wyjścia głównego. Planowałam jak najszybciej dosiąść Nari i dogonić towarzysza, ale ku mojej wielkiej uldze nie musiałam tego robić. Ledwo opuściłam szkołę zobaczyłam chłopaka rozmawiającego z Inori.
- Keith wszędzie cię szukam! – zawołałam z ulgą i lekkim wyrzutem.
- Dobrze się składa, bo ja też – odparł, ale jakoś tak mniej entuzjastycznie niż zwykle.
- To ja już pójdę – mruknęła Inori i szybko się ulotniła.
- To w jakiej sprawie mnie tak szukałaś? – zapytał chłopak, podchodząc do mnie.
- Pomożesz mi przetransportować tego Walecznego z powrotem do szkoły? – poprosiłam - Podobno jest gdzieś niedaleko.
Tak jak się domyślałam, Keitha dręczyło poczucie winy i to do tego stopnia, że ledwo wspomniałam o nieszczęsnym wartowniku, zacisnął pięści i zrobił się bardzo nerwowy.
- Tak, tak, oczywiście – odpowiedział cicho, a ja w tej chwili miałam wielką ochotę go przytulić i jakoś pocieszyć.
Opanowałam się jednak szybko, bo nie mieliśmy na to czasu.
- Dobrze, to teraz musimy jeszcze znaleźć Rias i Sarę. – oznajmiłam rzeczowym tonem - Będą nam potrzebne.
- Sara jest najprawdopodobniej w swoim pokoju – powiedział trochę pewniejszym tonem - A Rias nie miała robić jakiegoś więzienia dla Ayi? – zapytał.
- Racja, chodźmy sprawdzić.
Po tych słowach oboje ruszyliśmy do sali ziołolecznictwa. Po drodze gorączkowo zaczęłam przeszukiwać teren umysłem w poszukiwaniu naszej jasnowłosej Walecznej. W końcu zlokalizowałam ją w jej domu i z miejsca wyczułam, że jest w krainie sennych marzeń. Musiałam ją obudzić i to szybko, bo potrzebowaliśmy jej tu na już. Dlatego też bez ogródek wdarłam się do jej umysłu z mentalnym krzykiem.
Sara! Sara do cholery obudź się! Sara! Sala ziołolecznictwa!
Wyczułam, że dziewczyna zerwała się niemal natychmiast, więc zadowolona przerwałam połączenie. Byliśmy dopiero na pierwszym piętrze i od sali ziołolecznictwa dzieliło nas jeszcze kilka długich korytarzy, a Keith był tak zamyślony i zdenerwowany chyba nawet nie zauważył, że się na chwilę wyłączyłam. Widząc jak zatroskaną ma minę ponownie poczułam, że muszę coś zrobić by przestał się martwić, a na jego twarzy zagościł ten ciepły uśmiech….
- Keith – szepnęłam, przysuwając się do niego i kładąc rękę na ramieniu – Nie przejmuj się tak. Każdy popełnia błędy.
- Wiem – mruknął nieprzekonany i zatrzymał się by spojrzeć mi prosto w oczy – Ale przeze mnie Caspair może nawet stracić życie.
- Nie pozwolimy na to – zapewniłam z pasją – Przetransportujemy go do szkoły i tu go wyleczę. A jutro Rengiku i jej grupa wypadowa złapią Ayę i wszystko się uspokoi.
Keith spochmurniał na samą wzmiankę o mojej siostrze
– Nie jestem pewien czy Rengiku w ogóle się czymkolwiek przejęła.
- Jasne, że tak – westchnęłam – Wbrew pozorom się przejmuje tylko nie chce by ktokolwiek widział jej emocje, więc ukrywa je pod grubą maską. Ale te popisy i huśtawka nastrojów, kiedy dziś do mnie przyszła i zaczęła obwiniać o stan Caspaira najlepiej dowodzą…
- Co zrobiła?! – przerwał mi zdumiony Keith, a ja z niepokojem dostrzegłam, że zrobił się bardzo blady.
<Keith?>
Inori
- Co tutaj robisz w tak chłodny wieczór całkiem sama. - usłyszałam czyiś głos za pleców. Nie chciałam się ani odwrócić. Byłam tak przybita i smutna, że nie miałam ani ochoty z nikim rozmawiać.
<Ktoś lub Keith?>
Silyen
Kiedy słyszałem, jak Ren zbywa Keitha, miałem ochotę jej wygarnąć. Złość płynęła w moich żyłach i dodatkowo podsycała kłębiące się po całym ciele emocje. Na szczęście bądź nie, chłopak zdążył mnie powstrzymać. Po opuszczeniu pokoju, idąc korytarzem, mruczałem jeszcze pod nosem jakieś mało znaczące słowa. "Jak można być tak bezczelnym? Rozumiem, że jest liderką, ale to nie znaczy, że jej wszystko wolno. Wykorzystuje ludzi do własnych celów. Oni tyrają za nią, starają się jak mogą, a ona nawet nie chce ich wysłuchać. Nawet gdyby to była totalna głupota, błaha sprawa, to mogłaby go po prostu odesłać. Nie jest w stanie poświęcić komuś nawet kilku minut... No, chyba że we własnym interesie" pomyślałem. Kiedy tak moja niechęć do Rengiku podnosiła się z każdą chwilą, zacząłem żałować, że w ogóle chciałem jej pomóc. Właśnie... Zwolniłem kroku. Teraz odtwarzałem w głowie moment, gdy znalazłem ją całkiem bezsilną na korytarzu. Pamiętałem, jak impulsywnie wówczas zareagowała. Przez to wspomnienie byłem jeszcze bardziej skołowany. Z czego wynika jej dziwne zachowanie? Dlaczego tak boi się okazywać swoje słabości, skoro każdy jakąś ma? Przecież by dowodzić nie trzeba być idealnym, ale zaskarbiać sobie sympatię współtowarzyszy. Rengiku robiła zupełnie odwrotnie. Wydawało mi się niekiedy, że wręcz gardzi ludźmi, którzy są wokół niej. W towarzystwie setki pytań krążących w mojej głowie, dotarłem w końcu do swojego pokoju. Opadłem bezwładnie na łóżko i sięgnąłem po telefon. Kilka nieodebranych połączeń oraz parę sms-ów od ojca. Odpisałem szybko, że nic mi nie jest, ale mamy taki sajgon w szkole, że nie ma czasu na zdanie szczegółowej relacji. Potem, nie zdejmując nawet ubrań, zasnąłem. Wiedziałem, iż za kilka godzin będę musiał ponownie widzieć się z liderką Walecznych. Westchnąłem ciężko i odpłynąłem do krainy sennych marzeń.
czwartek, 20 sierpnia 2015
Sara
- Halo? - zawołałam.
Odpowiedziała mi jedynie cisza. Zrezygnowana ruszyłam w stronę drzwi. Chciałam dobrze... W końcu nie zawaliłam mojej misji...Wykonałam zadanie. Nagle ciszę rozproszyło ciche szuranie. Moja ręka zamarła na drzwiach. Zastanawiałam się czy dźwięk, który usłyszałam był prawdziwy. Nieraz przecież człowiek słyszy to...Co chce usłyszeć. Kolejne szurnięcie. Odwróciłam się. Tym razem byłam pewna, że ktoś (lub coś) tu jest. Nie myliłam się. Zza jednego z blatów patrzył na mnie dziwnie uśmiechnięty jegomość. Zdjęłam rękę z drzwi, usiłując posłać mu jeden moich najserdeczniejszych uśmiechów.
- Dzień dobry! - powiedziałam głośno zastanawiając się czy kucharz nie jest przypadkiem głuchy. Nie był. Na dźwięk mojego głosu skrzywił się z niezadowoleniem.
-Nie lubię gdy ktoś krzyczy w mojej kuchni młoda damo.Nie lubię też gdy ktokolwiek wchodzi do mojej kuchni... - powiedział to takim tonem, że cofnęłam się o pół kroku. - Po co tu przyszłaś? Czyżbyś była jednym z tych małych podstępnych pędraków szukających moich tajnych przepisów?!
Cofnęłam się o kolejne pół kroku. Czułam za plecami zimno metalowych drzwi.
- N-nie. - szepnęłam usiłując opanować drżenie głosu. Nie wiedzieć czemu niepokoił mnie widok tego kucharza.Coś było nie tak w jego uśmiechu, przy którym pokazywał wszystkie zęby oraz w jego wiecznie ruszających się rękach. - Przysłała mnie Rengiku...Potrzebuje...Sporego zapasu jedzenia. Dla...- Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem ile osób Rengiku zamierzała zabrać na swoją wyprawę. Dziesięć? Uważałam, że wyższa liczba byłaby już małym tłumem. Do tego jeszcze konie... - D-dla dziesięciu osób. Powiedziałam po chwili wahania.
Kucharz spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Taaaa? Na kiedy to potrzebuje?
Spuściłam wzrok
- Na jutro. - zamierzałam powiedzieć to cicho, ale moje słowa nagle stały się niezwykle głośne. Czekałam na wybuch niezadowolenia ze strony kucharza. Nie zawiodłam się.
- Na JUTRO?! - mężczyzna złapał się za głowę w niedowierzaniu. - Przecież nic nie zdążę uszykować! - w jego głosie pobrzmiewała panika.
Podniosłam wzrok. Przecież kucharz nie musiał niczego gotować.
- Nie musi pan niczego przygotowywać. Wystarczy, że zapakuje trochę chleba. Mięsa. - W moim głosie zabrzmiało powątpiewanie
- Myślisz, że tak łatwo to zapakować?! Jasne! Wszyscy tak myślą! Trochę tego trochę tamtego i już! Spakowane! Przecież to do cholery żadna filozofia, czyż nie? - delikatnie oparłam się o drzwi, widząc czerwoną twarz kucharza. Nie mogłam już się bardziej cofnąć.
- Może....Panu pomogę? - zapytałam cicho.
Kucharz przystanął przerywając swoje kazanie.
- Ech...Nie poradzę sobie. Możesz powiedzieć Rengiku, że na jutro wszystko będzie gotowe - powiedział zrezygnowanym głosem.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się promiennie, popychając drzwi i z zadowoleniem wychodząc z kuchni.
Dopiero na korytarzu odetchnęłam z ulgą. Jedną sprawę załatwiłam. Zostały jeszcze dwie. Westchnęłam ciężko kierując się w stronę stajni.
***
Oddychanie chłodnym nocnym powietrzem sprawiło mi radość. Wciąż miałam w głowie wykrzykiwane za mną przez staruszka ze stajni słowa: "Żeby mi to było ostatni raz! Konie to nie zabawki! Nie można ich odkurzyć i od tak pojechać!". Mimo tych słów starzec zgodził się przygotować konie na jutrzejszą wyprawę. Teraz jeszcze bardziej martwiłam się o liczbę osób, które miały wziąć w niej udział.
Westchnęłam i ruszyłam sprintem w stronę zbrojowni.
Gdy tam dotarłam nogi bolały mnie jak po kilkukilometrowym maratonie. Zaniedbałam się i nie mogłam sobie tego tłumaczyć ciężkim lub złym dniem. Otworzyłam drzwi rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Na ścianach zawieszone były wszystkie rodzaje broni. Każda broń, którą mogłam sobie wyobrazić była dokładnie w tej sali. Błądziłam wzrokiem po wieszakach i półkach szukając mojego trójzębu. To nie było trudne. Mimo, iż ktoś go przełożył, wszędzie rozpoznałabym ten złotawy błysk. Zacisnęłam dłoń na trójzębie. Moja broń tak naprawdę w żaden sposób się nie wyróżniała. Nie lśniła tajemniczym bladoniebieskim blaskiem, ani nie lewitowała niczym anielskie ostrza ofiarne. Jednak zawsze miałam nieodparte wrażenie, że jakaś magiczna siła przyciąga mnie do niej. Westchnęłam odkładając go na bok i łapiąc jeden ze sporych, sztywnych worków. Czas na pakowanie. Noże, miecze, łuki, strzały i wszystkie bronie, które nasuwały mi się pod rękę i należały do szkoły lądowały w worku. Gdy skończyłam moje uszy jęczały od odgłosu uderzającego żelastwa, a na rękach widniało kilka rozcięć, kiedy nieostrożnie i z roztargnieniem złapałam którąś broń. Uśmiechnęłam się jednak. Nie wierzyłam, że uda mi się jeszcze dziś zorganizować wszystkie potrzebne rzeczy. Złapałam mój trójząb i zadowolona wyszłam ze zbrojowni.
***
Nie pamiętam jak dowlokłam się do domu. Nie zdejmując pasa z nożami, z jękiem ulgi położyłam się na łóżku. Słyszałam jak wszystkie moje stawy skrzypią i trzaskają. Jeszcze raz jęknęłam. Przelotnie pomyślałam o demonicznej dziewczynie.
-Inni sobie poradzą - powiedziałam sennie sama do siebie.Słuchałam jak mój oddech się wyrównuje i z zainteresowaniem patrzyłam na podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Zamknęłam oczy, czując jak łapią mnie lepkie ręce snów. - Dobranoc Louis - szepnęłam zasypiając.
***
Nie spałam długo. W mojej głowie słyszałam krzyk. Sara! Sara do cholery obudź się! Głos należał do Katii. Spojrzałam na zegar i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Spałam równe dziesięć minut. Sara! Sala ziołolecznictwa! Zeskoczyłam z łóżka. Byłam gotowa. Złapałam trójząb i wybiegłam z domu. Nie wiedziałam o co chodzi, ale wyglądało na to, że dzień się jeszcze dla mnie nie skończył.
Jak mogłam tak samolubnie iść sobie spać?! Rozmyślałam z roztargnieniem pędząc w stronę szkoły.
<Katia?Keith?Ktoś inny z ekipy?>
środa, 19 sierpnia 2015
Keith
Po tym jak odważyłem się w końcu powiedzieć Rengiku, co o tym wszystkim myślę, nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Chodziłem po korytarzach nerwowy, jak nigdy dotąd. W końcu postanowiłem wyjść na zewnątrz. Dosłownie wybiegłem przed budynek, stanąłem twarz do ściany i wpatrywałem się w nią przez chwilę. Wreszcie uderzyłem parę razy pięścią w czerwone cegły i opadłem na trawę. Wiedziałem, że to moja wina. Stan Caspaira - to moje decyzje do niego doprowadziły. Przecież powinienem przewidzieć takie sytuacje, ale z drugiej strony, co miałem zrobić? Przecież Nao nie wytrzymała by tam całą noc, a skoro została w lesie to znaczy, że taki był rozkaz Rengiku. Widziałem, jak rozmawia z Miguelem. Mieszały się we mnie złość, frustracja, bezradność. Potrzebowałem się uspokoić, zebrać myśli. Zawsze myślałem, że dobrze radzę sobie w sytuacjach kryzysowych, ale wydarzenia z ostatnich kilku godzin uświadomiły mi, iż nie jestem odpowiedni na stanowisko dowódcy. Nie potrafiłem wyprzedzać faktów i myślałem stanowczo za długo. Westchnąłem ciężko. Przez moment wsłuchiwałem się w szum wiatru. Ten powoli zaczął zabierać ode mnie wszelkie negatywne emocje. Kiedy już się uspokoiłem, wstałem i wróciłem do środka. Nie wiedziałem, gdzie najpierw iść... W końcu postanowiłem, że po prostu wrócę do liderek i zapytam, czy nie jestem w czymś potrzebny. Skierowałem się do schodów i zaraz w moją stronę zaczęła "lecieć" Inori. Szybko złapałem ją za rękę, by nie upadła.
- Wybacz mi, że wpadłam na ciebie. Po prostu nie uważałam jak szłam - odezwała się.
- W porządku. Na twoje szczęście refleks mam nie najgorszy - uśmiechnąłem się.
- Keith - usłyszałem za sobą znajomy głos - wszędzie cię szukam.
Odwróciłem się. Tak, to była Katia.
- Dobrze się składa, bo ja też - odparłem.
- To ja już pójdę - oznajmiła Inori i w oka mgnieniu się ulotniła.
- To w jakiej sprawie mnie tak szukałaś? - zapytałem, podchodząc bliżej.
- Pomożesz mi przetransportować tego Walecznego z powrotem do szkoły? Podobno jest gdzieś niedaleko - poprosiła.
Przełknąłem nerwowo ślinę, a rękę mocno zacisnąłem na barierce. Na samą myśl o Caspairze dostawałem jakieś paranoi.
- Tak, tak, oczywiście - odpowiedziałem nieco ciszej niż zwykle.
- Dobrze, to teraz musimy jeszcze znaleźć Rias i Sarę. Będą nam potrzebne.
- Sara jest najprawdopodobniej w swoim pokoju, a Rias nie miała robić jakiegoś więzienia dla Ayi? - zauważyłem.
- Racja, chodźmy sprawdzić.
Po tych słowach oboje ruszyliśmy najpierw sali ziołolecznictwa. Mieliśmy nadzieję, że dziewczyny szybko się znajdą.
<Katia?>
<Inori, znalazłaś już Nao?>
<Sara, Rias? Dołączcie do nas!>
Inori
wtorek, 18 sierpnia 2015
Katia
Po ostatnich słowach, sama opuściłam pokój, licząc, że jeśli nie siostra to, chociaż Kage uzna moje racje. Ledwo znalazłam się na korytarzu, ruszyłam biegiem w kierunku skrzydła Walecznych. Miałam nadzieję, że nie będę musiała zbyt długo szukać Keitha. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu…
Miguel
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Rengiku
niedziela, 16 sierpnia 2015
Nao
Miguel
sobota, 15 sierpnia 2015
Nao
- Zarąbiście! - mruknęłam.
Keith
Czułem jak cała moja dusza odrywa się od ciała i rozpada na kawałki. Nawaliłem, kolejny raz. Nie potrafię nawet przekazać ważnej wiadomości... Widziałem, jak Sil wstaje, jednak po jego wyrazie twarzy domyśliłem się, że nie zamierza wychodzić. Był wściekły. Nienawiść wręcz wyskakiwała mu z oczu i oplatała Rengiku niczym diabelskie sidła. Chrząknąłem, a on zwrócił się w moją stronę. Uniosłem rękę, próbując mu przekazać, by dał sobie spokój. Ten przez moment się wahał, ale w końcu westchnął i skierował się do drzwi. Przepuściłem go. Sam chwilę stałem, aż w końcu odwróciłem się i powoli udałem się do wyjścia. Położyłem rękę na klamce. Właśnie wtedy coś we mnie pękło.
"Co ty wyprawiasz?" skarciłem się. Znienawidziłem siebie za to, że przez głowę mi przeszło, by odpuścić. Rengiku pewnie myśli, iż jestem bezużytecznym dzieciakiem. Z resztą, ona sprawia wrażenie, jakby myślała tak o wszystkich! Przecież jest liderką! Na tym polega jej rola. Ma słuchać, zarządzać. Zacisnąłem pięści i podszedłem do niej.
- Nie obchodzi mnie, co z tym zrobisz, ale nie wyjdę stąd póki mnie nie wysłuchasz - powiedziałem stanowczo, zachowując normalny ton.
W moich tęczówkach tlił się opór. Byłem gotowy koczować pod jej drzwiami do rana. Przewróciła oczami. Wiedziałem, że była zła, ale miałem to totalnie gdzieś.
- Masz stąd wyjść, jeszcze nie zrozumiałeś? Jakieś problemy ze słuchem?! - krzyknęła.
Pozostałem niewzruszony.
- Nie, żadnych - odparłem ze spokojem.
- Albo wychodzisz dobrowolnie, albo cię stąd wywalę! Mam już dość kotów, którzy przychodzą do mnie z każdym swoim problemem! - fuknęła.
- Czyli nie obchodzi cię to, że Caspair robi teraz za osobistego ochroniarza Ayi, a ona sama ładuje się energią księżycową, bo dzisiaj pełnia? Może miałem tam wysłać oddział pierwszorocznych Walecznych, żeby go odbili i sami stali się jej marionetkami? - zapytałem, nie podnosząc głosu nawet o decybel. - Jeżeli chcesz na mnie nawrzeszczeć, że jestem nieodpowiedzialnym dzieciakiem, proszę bardzo. Siłą nie musisz mnie wyrzucać. Powiedziałem, co chciałem, więc wychodzę. Myślałem tylko, że choć trochę obchodzi cię los uczniów tej szkoły.
Przy ostatnim zdaniu upór i zapał ulotnił się kompletnie. W moim głosie było słychać tylko gorycz. Nie obchodziło mnie, czy poczuje się winna czy nie. Mówiąc szczerze, już mi na tym nie zależało. Myślałem, że Rengiku jest inna i bardziej martwi się o "swoich ludzi", ale widocznie bardzo się myliłem. Odwróciłem się napięcie i powoli podążyłem w kierunku drzwi.
<Rengiku?>
Rengiku
piątek, 14 sierpnia 2015
Sara
Adaptacja, akceptacja, reakcja.
Teraz najważniejsze to znaleźć Rengiku.
Przyśpieszyłam, ślizgając się na gładkich płytkach. Mijaliśmy korytarze zaglądając do sal. Przecież gdzieś musiała być...Prawda?
<Rengiku?Keith?>
czwartek, 13 sierpnia 2015
Keith - zadanie (z Katią)
2 - para Ilość członków
Katia - S+M Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa
Silyen
środa, 12 sierpnia 2015
Nao
Izaya
- To chyba nie najlepsze miejsce na sen - powiedziałem dość miłym i uprzejmym głosem jak na mnie.
- Tak, masz racje, po prostu byłam zmęczona. - odpowiedziała dość spokojnym głosem - Możesz mi powiedzieć gdzie są wszyscy i co się właściwie tutaj dzieje?
Chyba trafiłem na dość niedoinformowaną osobę. To ta chwila, której potrzebowałem.
- Naturalnie – powiedziałem, jednocześnie się uśmiechając - Jedni śpią, inni się szykują na zmianę warty, którą sama już pełniłaś, a ja zostałem wybrany aby znaleźć Sayuri i jej towarzyszy. Nie wiesz może z kim ona pracuje i gdzie są? To bardzo ważne.
Dziewczyna na chwile zamilkła po czym odpowiedziała:
- Rias i Kitsune, ale nie wiem gdzie teraz są.
- Ty to się jednak orientujesz, oszczędziłaś dużo czasu zarówno mnie, jak i całej akcji. A teraz jeśli chcesz odprowadzę Cię do pokoju, nie wyglądasz najlepiej.
Wszystko stało się oczywiste. Rias, dziewczyna, która już miała ze mną do czynienia. W mojej głowie utworzył się plan, i nie był to plan dyplomatyczny. Ale to jutro - pomyślałem. Wróciłem do pokoju i położyłem się spać. Nazajutrz czekało mnie dużo pracy.
Keith
- Właściwie to nie. Akurat przechodziłem i chciałem po prostu sprawdzić co u ciebie, zapytać, jak radzą sobie Magiczni. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem ci w czymś ważnym - powiedziałem, spoglądając na tomisko, które trzymała na kolanach.
- Nie, nie. W zasadzie to już i tak sporo czasu nad tym spędziłam. Siadaj - ruchem ręki wskazała wolną przestrzeń na łóżku. - Co do aktualności, to dziewczyny świetnie sobie radzą z więzieniem dla Ayi, jeśli można to tak nazwać - uśmiechnęła się blado.
- Żeby u nas wszystko szło tak płynnie. Na razie skupiamy się tylko na wartach przy naszej uciekinierce. Za to mogę się pochwalić nieźle przeprowadzonym treningiem. Chciałabyś zobaczyć miny Walecznych, kiedy się dowiedzieli, że ma się odbyć bez żadnego uzbrojenia. Chwilę potem skakali już wokół Earla, próbując mu odebrać kamień. Chociaż nie obyło się też bez wpadek. Jakąś godzinę wcześniej zapomniałem o dwóch uczniach z klasy W. Ciężka jest rola nowicjusza w kwestii dowodzenia - odparłem z rozbawieniem. Dziwne, że teraz ta sytuacja wydawała mi się tak odległa.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - powiedziała przyjaźnie.
- Racja, szkoda tylko, że w tak ważnej sprawie muszę debiutować. Chociaż nie - uśmiechnąłem się szeroko na samo wspomnienie. - Pierwszy raz objąłem dowodzenie w wieku 15 lat.
Napotkałem na pełne zaciekawienia spojrzenie Katii, więc postanowiłem opowiedzieć jej całą historię.
- Ojciec od dziecka zabierał mnie na polowania. Właściwie to tylko dzięki nim pokochałem strzelanie z łuku. Na jedno z nich pozwolił mi zabrać grupę kolegów. To oni wyznaczyli mnie, żebym prowadził ich oddział. Ojciec z kilkoma dorosłymi mieli być w pobliżu na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Pamiętaj, jeśli ktoś kiedykolwiek zaproponuje ci dowodzenie taką grupą, uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Przez dobre pół godziny prosiłem ich, żeby byli cicho. Żadnych rezultatów. Jeden nawet postanowił wejść na dość spory głaz i odśpiewać arię operową. Do tej pory słyszę w głowie te jęki - zaśmiałem się, a Katia poszła w moje ślady. - Tak się darł, że nikt nie zauważył niedźwiedzia, który się do nas zbliżał. Chłopcy byli tak przestraszeni, że nie mogli nawet palcem kiwnąć. Wydałem więc swój pierwszy rozkaz - w moim głosie dało się słyszeć rozbawienie.
- "W nogi!"? - domyśliła się dziewczyna.
- Dokładnie. Tym razem mnie posłuchali. Gdyby na zawodach z biegania posłano za nimi niedźwiedzia, pobili chyba rekord globu. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak szybko zwiewał. W porę udało nam się dobiec do ojca i reszty. Jeden z myśliwych miał magiczne zdolności i chyba telepatycznie wytłumaczył temu misiowi, że nie jesteśmy jego obiadem. Dostałem wtedy niezłą burę od rodziców tych chłopaków. Tylko ojciec stał z boku i próbował ukryć śmiech - powiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Udało wam się w ogóle coś złapać? - zapytała.
- My już nie mieliśmy okazji. Wróciliśmy do domu, jak to stwierdził pan James, "okryci hańbą", ale ojciec pod wieczór przyniósł do domu kawały mięsa jelenia. Uparł się, że zrobi z nich potrawkę mamy. Mówiliśmy mu z Lukiem - moim młodszym bratem, że ja się tym zajmę, ale nie chciał ustąpić. Wierz mi, jeszcze nigdy nie jadłem czegoś tak gumowatego. Totalna zelówka. Po co iść do szewca po nową podeszwę, skoro można ją zastąpić kawałkiem mięsa zrobionym przez ojca? - uśmiechnąłem się nieco.
- Twoja mama nie mogła go jakoś powstrzymać? - dziewczyna była wyraźnie rozbawiona.
Spuściłem nieco głowę, ale za chwilę ją podniosłem, jednak kąciki moich ust nie unosiły się tak jak zazwyczaj.
- Nie, zmarła, kiedy miałem 8 lat. W zasadzie to nie wiem, co było tego przyczyną. Nie byłem wtedy przy niej. Czasem myślę, że to po prostu złudzenie. Jednego dnia była przy mnie, a już drugiego odeszła z nieznanych mi powodów - wyznałem.
- Wybacz, nie miałam pojęcia... - wyszeptała.
Była wyraźnie zmieszana. Podejrzewałem, że przeklinała się w duchu za to, iż nie ugryzła się się język.
- W porządku. Przecież nie miałaś prawa wiedzieć - uśmiechnąłem się nieco.
Przez chwilę zalegała między nami cisza. Rozejrzałem się po pokoju. Na szafce nocnej stało niewielkie zdjęcie. Podszedłem, by przyjrzeć się mu z bliska.
- To twoi rodzice? Jesteś do nich podobna - stwierdziłem, po chwili namysłu.
- Tak, to jedyne ich zdjęcie, jakie udało mi się zachować - powiedziała, a ja wyczułem w jej głosie nutkę goryczy.
"Jedyne"? Czy to znaczy, że... Spojrzałem jej w oczy i tym sposobem bezgłośnie zadałem pytanie, którego nie odważyłbym się wypowiedzieć na głos. Katia spuściła głowę, westchnęła, po czym przemogła się wreszcie, by odpowiedzieć.
- Tak, nie żyją. Zostali oskarżeni o zamordowanie smoka. Inkwizycja natychmiast aresztowała moją matkę, a jakiś czas potem i ojca. Później wyszła na jaw ich niewinność, ale było już za późno... Zmarli, a dyrektor Vinsor osobiście wykonał wyrok śmierci na moim tacie - ostatnie słowa wyszeptała. - Tak strasznie za nimi tęsknię...
Ukryła twarz w dłoniach, a po sekundzie usłyszałem cichuteńkie chlipanie. Nie zastanawiałem się długo. Bez wypowiadania chociażby jednej sylaby, podszedłem do niej, objąłem ją ramieniem, a potem pozwoliłem, by położyła głowę na mojej piersi. Nie chciałem się odzywać, póki się nie uspokoi. Byłem pewien, że to nic nie da. Z pewnością dość miała składanych kondolencji, przeprosin, bądź oklepanego 'przykro mi', wypowiadanego niekiedy tylko z poczucia obowiązku. Nie mam pojęcia, ile tak trwaliśmy, ale mój uścisk był na tyle delikatny, by mogła poczuć moją obecność i w każdej chwili się odsunąć. Wreszcie podniosła się, jak zwykle, lekko zawstydzona, ze łzami na policzkach. Otarła oczy, milczała. Chciałem ją jakąś pocieszyć i wtedy moje myśli owiało pewne wspomnienie. Położyłem jej rękę na ramieniu i zacząłem mówić:
- Jakiś tydzień po śmierci mamy zauważyłem jak tata każdego wieczora siada przed kominkiem, zamyka oczy i delikatnie się uśmiecha. Kiedyś odważyłem się zapytać, co takiego robi. Kazał mi zawrzeć powieki i przywołać jakieś wspomnienie związane z mamą, byle szczęśliwe. Zrobiłem tak i zobaczyłem jej uśmiech - kąciki moich ust powędrowały do góry - a potem dosłownie poczułem jej rękę na moim ramieniu, jej obecność... To był najwspanialszy dzień w moim życiu. Kiedy otworzyłem oczy ojciec powiedział, że pamięć to najpiękniejsza rzecz, jaką możemy kogoś obdarować, bo przywołuje wspomnienia, a te z kolei budzą do życia ludzi, których już obok nas nie ma z różnych powodów. Od tamtej pory co wieczór zamykam oczy i może się to wydawać płytkie bądź beznadziejne, ale naprawdę wierzę, że ona jest w pobliżu każdego dnia. Spróbuj kiedyś, może to sprawi, że choć na chwilę poczujesz ich obecność.
Katia odwróciła się, a potem spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się, widząc jakąś dziwną iskierkę w jej zniewalających tęczówkach. Odruchowo mój wzrok przeniósł się na zegar ścienny. Zamarłem. Za chwilę powinna się odbyć zmiana warty. Niemożliwe, że tyle tu siedziałem. Pospiesznie wstałem z łóżka.
- Wybacz, ale muszę już iść. Obowiązki wzywają. Trzeba wydelegować kolejną osobę, by czuwała przy Ayi, a nikt za mnie tego nie zrobi - oznajmiłem.
- W porządku - uśmiechnęła się blado.
Złapałem za klamkę, ale odwróciłem się jeszcze i dodałem:
- Jeśli kiedyś potrzebowałabyś z kimś porozmawiać o czymkolwiek, smutkach czy radościach, śmiało pukaj do mich drzwi. Wysłucham i pomogę, kiedy będzie trzeba.
- Dziękuję - prawie wyszeptała to słowo.
- To nie jest jakaś pusta propozycja, ale obietnica - zapewniłem ją i opuściłem pokój.
Kilka minut później praktycznie wbiegłem do kafeterii. Niektórzy siedzieli, popijając kawę, a byli i tacy, którzy leżeli już w śpiworach.
- Wreszcie - mruknął Earl.
Postanowiłem się nie przejmować tym niewypowiedzianym upomnieniem. Przecież cały czas się gdzieś spóźniałem i nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek mógłbym przestać. Zilustrowałem wzrokiem Walecznych.
- Xader, pójdziesz zmienić Caspaira na warcie. Tylko migiem - rozkazałem.
Chłopak w mgnieniu oka podniósł się z miejsca i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Coś się działo? - zagadnąłem Inkwizytora.
- Oprócz tego, że miałeś spektakularne wejście, nic - rzekł sucho.
Postanowiłem zostać w kafeterii do czasu powrotu Caspaira. Musiałem zapytać go, jak minęły te żmudne trzy godziny. Czekałem około 20 minut, ale nikt się nie pojawił. Zacząłem się martwić. Już miałem zamiar sprawdzić, co dzieje się w lesie, gdy z impetem do pomieszczenia wpadł Xader. Na jego twarzy widać było przerażenie. Earl zmierzył go wzrokiem, a potem spojrzał na mnie. Zerwałem się z miejsca.
- Dlaczego nie jesteś na warcie? Co się stało? - zapytałem.
- Ma go! Aya chyba jakoś zahipnotyzowała Caspaira. Siedzi pod drzewem, nie rusza się, a obok niego nieustannie krąży ta opętana i wpatruje się w księżyc - oznajmił szybko.
- W jakiej fazie jest dzisiaj? - odezwał się Inkwizytor.
- Pełnia... - wyszeptałem.
No tak! Przecież ona wzmaga niekiedy moce czy zaklęcia.
- Musimy natychmiast poinformować Kohitsuji-chan. Nie możemy czekać do rana - powiedział szybko.
- Wracaj tam, zabierz ze sobą Katsuko. Trzymajcie się od niej na dystans, ale tak byście mogli widzieć zarys jej sylwetki. Nie zwracajcie na siebie uwagi, nawet nie drgnijcie. Nie może was zobaczyć, pamiętajcie - nakazałem.
- Reszta Walecznych ma tutaj zostać. Nigdzie się nie ruszajcie, póki nie wrócę - rozkazałem, po czym w towarzystwie Earla opuściłem pomieszczenie.
Tylko otworzyłem drzwi, a ja już wpadłem na Sarę.
- Keith, co ty tu robisz? - zapytała.
- Wyjaśnię ci wszystko po drodze. Musimy natychmiast iść do Ren - oznajmiłem poważnie.
<Sara?>
<Katia, jakieś przemyślenia?>
Sara
<Rengiku?Ktoś inny?>
<Przepraszam za nieobecność, ale miałam awarię komputera i nie mogłam nic napisać.Ale teraz już będę.>
wtorek, 11 sierpnia 2015
Nao
<Ktosiu?>