Wakacje

Obecnie na wakacjach są:
Aszer
Sayuri
Nathaniel
Caspair
Proszę nie angażować powyższych osób w fabułę, bo i tak nie odpiszą do czasu powrotu. Lista aktualizowana przy zgłoszeniu wyjazdu (należy wtedy pozamykać wątki tak, żeby nikogo nie blokować), wypis wraz z pierwszym powakacyjnym postem.

piątek, 7 sierpnia 2015

Ganimedes

W końcu wszystkie kłótnie i awantury ucichły, ale ja miałem wrażenie, że to dopiero cisza przed burzą. Wiedziałem, że na pewno nie wolno mi się rozluźnić. Co raz bardziej docierało do mnie jak bardzo niebezpieczna jest sytuacja, w której się znajdujemy. W dodatku obawiałem się, że do niczego się tu nie przydam. Mój strach jednak szybko się rozwiał. Liderka Walecznych zaleciła zajęcie się zwierzętami w Arenie. Oczywiście nie miałem pewności, że podołam, ale bez wątpienia było to lepsze zadanie niż bezpośrednia próba złapania dziewczyny opętanej przez demona. Przyjąłem zadanie, a Liderka magicznych zaprowadziła mnie na miejsce. Poniewczasie zorientowałem się, że nie otrzymałem kluczy, o których wspominała mi Rengiku. Katia zniknęła mi z oczu, a ja uznałem, że chociaż znam już całą topografię szkoły to odnalezienie którejś z przełożonych zajęło by mi mnóstwo cennego czasu. Udałem się wobec tego do pobliskich stajni. Znalazłem tam nie tylko konie, ale i inne magiczne wierzchowce. Tych oswajać nie trzeba było, ale postanowiłem się nimi zająć i je nakarmić oraz napoć. W końcu niewykluczone, że mogą przydać się w pościgu, a zawsze lepiej, gdy wierzchowiec jest wypoczęty. No i co tu dużo ukrywać, podkradłem koniom kilka okrągłych owoców, które pierwszy raz widziałem na oczy. Raczej nie miały mi tego za złe, było ich tam w bród, a ja byłbym niezbyt przydatny, gdybym znowu przewrócił się z głodu. Niedługo później jeden z uczniów przekazał mi klucze. Od razu poszedłem w kierunku ogarów. W pierwszym momencie pomyślałem, że skoro daję radę ze swoim cerberem, to z tymi tutaj też powinienem. Było nie było i co tu ukrywać w pewnym momencie spanikowałem, gdy znalazłem się w pobliżu ogromnych psisk. Wycofałem się i dałem sobie chwilę na opanowanie strachu i emocji. Później zbliżyłem się ponownie i kucnąłem. Psy warczały, ale żaden nie skoczył, nie próbował robić mi krzywdy. Sam nie wiedziałem czy taki właśnie miały zamiar czy to już docierają do nich sygnały, które im posyłałem. Zdecydowałem się nie ułaskawiać ich ani fizycznie ani magicznie. Uznałem, że najlepszym wyjściem będzie nawiązanie kontaktu. Rzeczywiście zadziałało. Z czasem zwierzęta zaczęły mnie słuchać, a nawet wykonywać polecenia. Odetchnąłem z ulgą. Już miałem zająć się obłaskawianiem kolejnych stworzeń, kiedy jeden z psów podniósł czujnie łeb i skierował go w stronę wyjścia z areny. Podniosłem się z kucek i usłyszałem jak serce wali mi jak młotem. Ktoś się zbliżał, a ja nie miałem pojęcia kto. Zabrałem jednego ogara ze sobą, reszcie nakazując czekać. Odetchnąłem z ulgą, a kamień spadł mi z serca. Twarz mi pojaśniała widząc znajome i przyjazne oblicze.


<Hiroki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Strony