Ilość ludzi jaką przed sobą zobaczyłem rzeczywiście bardzo mnie przytłoczyła. Bezmyślnie kierowałem swoje kroki za dziewczyną, nawet nie powiedziała mi dokąd idziemy, dlatego całkiem nieświadomy wkroczyłem w nieodpowiednim momencie. Nie żebym się jakoś szczególnie zawstydził, odnosiłem wrażenie, że widywałam wcześniej gorsze negliże, ale gdzieś z tyłu głowy świtało mi, że sfera prywatna mężczyzn i kobiet jest oddzielona grubym murem. Szybko odwróciłem się na pięcie i czekałem na Kitsune przed drzwiami szatni. Tłum co raz bardziej gęstniał.
- Idziesz? – usłyszałem krzyk towarzyszki, ale nie miałem pojęcia skąd dochodził.
Stałem tak przez chwilę próbując ogarnąć sytuację usłyszałem po raz kolejny jak ktoś się do mnie zwraca. Byłem przekonany, że to czarnowłosa po mnie zawróciła. Kazała mi iść do piwnicy, więc to zrobiłem. Nieco mnie to wszystko zdziwiło, w końcu pozostali szli w przeciwnym kierunku i nie wydawało mi się, że coś co nazwała „apelem” miałoby odbywać się w piwnicy, ale czy miałem jakieś wyjście? W środku było ciemno i praktycznie co chwilę wpadałem na jakiś przedmiot.
- O Apollo, który rozjaśniasz wszystkie mroki zlituj się nade mną… - mamrotałem pod nosem. Wkrótce mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności i udało mi się zauważyć kontury obiektów, które teraz mogłem omijać. Kroki, za którymi podążałem w końcu ucichły, więc i ja się zatrzymałem, przeklinając w duchu, że nie wziąłem ze sobą nici Ariadny czy czegoś w tym rodzaju. W głuchej ciszy rozległ się głos, który w żaden sposób nie przypominał tego, który należał do mojej jedynej towarzyszki. Miałem do czynienia z mężczyzną bez cienia wątpliwości.
- Nie wiesz kim jestem, nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz jak stąd wyjść. Co teraz zrobisz? Wszyscy są na apelu, jedyną osobą, która może Ci pomóc stąd wyjść, jestem ja. Przekonaj mnie, że jesteś godny mej pomocy, a Ci pomogę. W przeciwnym razie spędzisz tutaj sporą ilość czasu aż ktoś Cię tu znajdzie, bądź uda Ci się wyjść przypadkiem. Co zrobisz? Wybieraj!
Wsłuchiwałem się w te słowa aby nic nie umknęło mojej uwagi. Tylko bez paniki, powtarzałem sobie w myślach. Zawsze w kryzysowej sytuacji wszyscy na Ciebie liczyli, teraz musisz liczyć sam na siebie. Zapewniałem sam siebie chociaż nie mogłem sobie przypomnieć takowych zdarzeń. To była gra, w którą musiałem zagrać.
- Zgadza się. Nie wiem kim jesteś, ale ty także nie wiesz kim ja jestem.
Odezwałem się w końcu. Zdążyłem się wcześniej opanować, więc w moim głosie nie było cienia strachu.
- Jedyną osobą, która mnie tu zna jest Kitsune, nawet jeśli powie komuś aby mnie szukali nikt jej nie uwierzy. Jeśli utknę tu na zawsze nikt nie będzie za mną tęsknił ani po mnie płakał. Nie mam też dokąd wrócić.
Kucnąłem i postawiłem Melpomenę na ziemi.
- Oczywiście chciałbym wyjść, ale nie wiem jakie są Twoje warunki. Nie mam nic, co mógłbym Ci zaoferować, ale po tym co mówisz, wnioskuję, że nie jesteś materialistą. Czego chcesz?
Szepnąłem kilka słów do futrzaka, który pognał przed siebie. Kiedy już wyczułem, że mój przyjaciel zatrzymał się postanowiłem mu przypomnieć:
- Pamiętaj, że ty też nie wiesz kim jestem.
Złocista wiewiórka stała naprzeciwko mojego „porywacza” i wpatrywała się w niego błękitnymi oczami.
<Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz