Wakacje

Obecnie na wakacjach są:
Aszer
Sayuri
Nathaniel
Caspair
Proszę nie angażować powyższych osób w fabułę, bo i tak nie odpiszą do czasu powrotu. Lista aktualizowana przy zgłoszeniu wyjazdu (należy wtedy pozamykać wątki tak, żeby nikogo nie blokować), wypis wraz z pierwszym powakacyjnym postem.

piątek, 24 lipca 2015

Keith - zadanie (z Katią)

S+3 Zadanie
2 - para Ilość członków
Katia - S+M Towarzyszą
minimum 8 na osobę Ilość postów
maksimum 200 Ilość punktów
wstęp do Archiwów Inkwizycji Nagroda dodatkowa

Post 5 - Keith
Kiedy się obudziłem, zegar wskazywał godzinę 5:30. Zerknąłem na Katię i ze zdziwieniem zobaczyłem, że moja towarzyszka śpi oparta o ramę łóżka. Na początku nie wiedziałem, co z tym zrobić. W końcu jednak wstałem i najostrożniej, jak tylko potrafiłem, przeniosłem ją na posłanie obok, a potem przykryłem kołdrą. Następnie znalazłem gdzieś kartkę oraz długopis. Na szafce nocnej zostawiłem Katii krótką wiadomość: „Wyszedłem się przejść. Będę w jadalni koło 7.” Zszedłem po schodach na dół. Mimo wczesnej pory przy stołach siedziało kilka osób. Większości nie poznawałem. W rogu jednak dojrzałem znajomego mężczyznę. To on wczoraj jako pierwszy przystał na moją propozycję. Zdałem sobie sprawę, że nawet nie zapytałem go o imię. Podszedłem więc do niego.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- O, witaj młodzieńcze! Siadaj - odparł przyjaźnie.
- Panie, czy mógłbyś mi zdradzić swoje imię? - poprosiłem.
- John Bald. Mów mi po imieniu chłopcze - uśmiechnął się.
- Keith Winters. Miło mi.
- Twój wczorajszy pokaz walki był znakomity. Niejeden mężczyzna chciałby mieć tyle siły i sprytu co ty - powiedział z aprobatą.
- Uwierz mi, że są o wiele lepsi ode mnie. Ciekawy jestem, ile osób odpowie na mój apel - zamyśliłem się.
- Na brak ludzi, nie będziesz mógł narzekać. Pół wioski zleci się tutaj, zobaczysz.
- Tylko gdzie ja ich wszystkich pomieszczę? I czym będą walczyć? - zmartwiłem się.
- Hmm... Z tym nie będzie problemu. Chodź za mną - uśmiechnął się pod nosem.
Wyszliśmy z gospody. Na dworze było chłodno, wiał lekki wiatr, a słońce jeszcze nie do końca wyłoniło się zza lini horyzontu. Po kilku minutach, wydeptaną dróżką dotarliśmy wreszcie do jakiejś stodoły. John otworzył masywne drzwi. Doleciał do mnie zapach siana. Kiedy wszedłem do środka, ujrzałem ogromną przestrzeń. Na drewnianych ścianach porozwieszane były obrazki, ukazujące różne postawy w czasie walki. W kącie stało kilka manekinów treningowych. Obok nich na sianie dostrzegłem również stos treningowych mieczy. Odebrało mi mowę.
- Skąd to wszystko macie? - zapytałem.
- Niegdyś to miejsce tętniło życiem. Mieliśmy tu niewielką szkołę rycerską, ale od 30 lat ten budynek stoi pusty. Wówczas zmarł nasz jedyny nauczyciel szermierki. Miałem wtedy 13 lat. To była ogromna strata dla tej wioski. Ci, którzy pamiętali jego nauki albo umarli, albo po prostu stąd wyjechali. My, jako miejscowi wojownicy, ćwiczyliśmy tutaj, jednak nigdy pod okiem eksperta. Wszystko, co umiemy zawdzięczamy instynktowi oraz tym rysunkom - odparł nieco smutnym głosem.
- To idealne miejsce. Chodź, pomożesz mi wszystko przygotować - poprosiłem.
Razem z Johnem ustawiliśmy manekiny na środku w równych odstępach. Następnie na kilku niewielkich, niskich stolikach rozłożyliśmy miecze. Po prawej stronie, przy ścianie stanęła drewniana skrzynka. Obszedłem całość dookoła i uważnie obejrzałem wszystkie szkice. W głowie układałem już sobie plan treningu. Na niewielkich kartkach rozpisałem kilkanaście ćwiczeń. To powinno wystarczyć początkującym.
- To chyba wszystko, możemy wracać. A i jeszcze jedno. Czy mógłbyś przekazać chętnym, by założyli na siebie elementy zbroi, jeśli takie posiadają? - zapytałem.
- Oczywiście,już się robi - odparł ochoczo i wybiegł ze stodoły.
Ja z kolei wróciłem do gospody. Okazało się, że ten spacer z wojownikiem trwał ponad godzinę. Gdy wszedłem, sporo osób zajęło już miejsca przy stołach. Dostrzegałem zarówno mężczyzn jak i kobiety. W rogu siedziała Katia. Podszedłem do niej.
- Mam nadzieję, że dobrze spałaś - uśmiechnąłem się.
- O tak - zaśmiała się.
- Udało mi się znaleźć miejsce na trening. Mają tu dobre warunki. Myślę, że dla każdego znajdzie się jakiś treningowy miecz. To musi się udać - powiedziałem, pełen determinacji.
- Uda się, damy radę - rzekła Katia.
W tym momencie zegar wybił godzinę 7.
- To już pora - westchnąłem. - Powodzenia. Widzimy się potem.
- Nawzajem - odparła, a potem skierowała się do gospodyni i razem gdzieś wyszły.
Ja stanąłem przed jednym ze stołków barowych. Chciałem dobrze wszystkich widzieć.
Zeszło się naprawdę sporo osób. Przywołałem do siebie Johna. Potrzebowałem pomocy.
- Panowie, zapraszam wszystkich do naszej sali treningowej. Tam wszystko wyjaśnię - oznajmiłem.
Potem zaprowadziłem ich do stodoły. Od razu stanąłem na skrzynce. Postanowiłem zacząć w oficjalny sposób.
- Witaj wszystkich na zajęciach z szermierki. Początkujący będą mogli tutaj posiąść podstawowe umiejętności, a zaawansowani podszlifować technikę. Cieszę się, że tak wielu z was odpowiedziało na mój apel. Starajcie się wyciągnąć z tych lekcji jak najwięcej. Mam nadzieję, że będzie to przyjemny, ale i owocny czas. Na początek proszę, by wszyscy siedli na podłodze w możliwie jak najmniejszych odstępach do siebie. Zaczniemy od krótkiego referatu - oznajmiłem.
Swoje przemówienie rozpocząłem od opisu budowy miecza. Potem przeszedłem do otwarć. Na sylwetce Johna pokazywałem po kolei wszystkie cztery. Następnie zająłem się kolejno pojęciem ręki uzbrojonej oraz pracą nóg. Zademonstrowałem m.in: postawy - podstawową, kierunkową i szermierczą; przekrok, krok i półkrok; krok dostawny; zejścia oraz trawersy.
- Zwracajcie uwagę na to, jak stawiacie stopy. Najpierw pięta, potem palce. Kroki powinny być niewielkie. Lepiej wykonać dwa mniejsze niż jeden duży. Starajcie się cały czas pracować na lekko ugiętych kolanach. Łatwiej wam będzie zadawać ataki - powiedziałem.
Potem po krótce omówiłem i zademonstrowałem trzy uderzenia: odgórne, poprzecze i oddolne.
- Starajcie się zawsze uderzać cel na mniej więcej 1/3 długości klingi, licząc od sztychu. Ponadto róbcie wydech przy ataku. Może się to wydawać dziwne, ale z czasem wejdzie wam w krew. Miecz możecie trzymać w prawej lub lewej ręce. Nie ma to różnicy. To wy o tym decydujecie - mówiłem.
Potem przeszedłem do zagadnień z obrony. Najpierw pokazałem w jaki sposób można przyjmować ciosy. Następnie poświęciłem trochę czasu pracy nóg w obronie.
- Unikajcie cofania się poprzez robienie kroku w tył. W ten sposób nic nie osiągniecie, a tylko pogorszycie swoją sytuację - podkreśliłem.
Potem przyszedł czas na pole ataku. Przy tym temacie omówiłem także koncepcję zamykania linii ataku oraz ideę zawieszeń.
- Na razie to tyle, jeśli chodzi o teorię. Teraz proszę ustawić się w szeregu - nakazałem. - Kolejno odlicz! - rozkazałem, gdy już wszyscy stali tak, jak chciałem.
- 1, 2, 3, 4... 34, 35, 36! - doszło do mnie.
- Teraz proszę wziąć miecz treningowy ze stolika i podzielić się na grupy. Przy manekinach stają chłopcy w wieku od 12 do 18 lat wyłącznie. Po mojej prawej mężczyźni, którzy już wcześniej walczyli mieczem, natomiast po lewej ci, którzy pierwszy raz mają do czynienia z tą bronią. Na koniec obok mnie wyszkoleni wojownicy - poleciłem.
Dołączyło do mnie zaledwie 6 osób. Dziesięciu chłopców zajęło miejsce przy manekinach. Czternastu po prawej, a reszta po lewej.
- Dobrze, teraz tych dwudziestu przede mną niech dobierze się w pary. Wyszkoleni wojownicy będą was obserwować i wydawać polecenia - rozdałem szóstce obok mnie przygotowane wcześniej kartki. - Będę informował, kiedy zmienić ćwiczenie. Zaczynamy!
Sam podszedłem do grupy najmłodszych. Wydawałem im polecenia, korygowałem błędy, sam demonstrowałem i tłumaczyłem jeszcze raz niezrozumiałe zagadnienia. Po mniej więcej trzech godzinach mogłem zostawić ich w spokoju.
- Przerwa! - krzyknąłem.
Ta trwała około 30 minut. Większość udała się do domów, żeby coś zjeść, a potem wrócić z powrotem. Z tego, co słyszałem, nie było źle. Wojownicy zdali mi krótki raport. Nikt nie narzekał, jak na razie. Kiedy wszyscy już wrócili, przemówiłem ponownie:
- Szkolonych wojowników proszę o dobranie się w pary. Stańcie przy reszcie. Młodsi, jeśli chcą, mogą jeszcze zostać i poćwiczyć. Manekiny są do waszej dyspozycji. Jeśli ktoś z nich chce jednak już iść, droga wolna - tu przerwałem, jednak nikt nie wyszedł. - Dobrze, zatem możecie już zacząć. Ja będę nadzorował teraz grupę dorosłych.
I zaczęło się. Wykrzykiwałem kolejne komendy. Przy każdym ćwiczeniu uważnie obserwowałem każdego. Musiałem wybrać dziesięciu. Nie było to łatwe, bo wiele osób radziło sobie naprawdę dobrze. Wywoływałem więc kolejno poszczególne osoby i odbywałem z nimi krótki, indywidualny trening. Po upływie dwóch godzin byłem gotowy podjąć decyzję. Ukradkiem poprosiłem grupkę osób o pozostanie.
- Dziękuję wszystkim, że zechcieli poświęcić swój czas i energię. Muszę przyznać, iż jestem pozytywnie zaskoczony. Wielu z tych młodych chłopców będzie w przyszłości świetnymi wojownikami. Grupa dorosłych także znakomicie się spisała. Pamiętajcie: "Trening czyni mistrza", dlaczego ćwiczcie nieustannie - zakończyłem.
Na twarzach wielu dostrzegałem uśmiech, ulgę i satysfakcję. Cieszyło mnie to. Gdy wszyscy wyszli, a została ze mną tylko ta dziesiątka znowu zacząłem mówić:
- Wybrałem was, ze względu na wasze umiejętności. Chciałbym was prosić, byście pomogli mi w schwytaniu Eskrawe i jego ludzi. Jeśli ktokolwiek z was nie chce narażać życia, niech wyjdzie stąd teraz.
Zdziwiłem się, gdy żaden nie opuścił swojego miejsca. Ile siły musiało tkwić w tych ludziach...
- Dziękuję... - szepnąłem z ulgą w głosie.
Potem przeprowadziłem z nimi specjalny trening. Pokazałem trudniejsze, bardziej zaawansowane chwyty. Nauczyłem więcej o wykorzystywaniu pola ataku na swoją korzyść. Radzili sobie wspaniale.
- Dobrze, już wystarczy. Świetnie się spisaliście. Za niedługo zostaną wam przekazane dalsze instrukcje. Wracajcie do domu - uśmiechnąłem się i wróciłem do gospody.
Zastanawiałem się, jak poszło Katii.
<Katia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Strony