Wakacje

Obecnie na wakacjach są:
Aszer
Sayuri
Nathaniel
Caspair
Proszę nie angażować powyższych osób w fabułę, bo i tak nie odpiszą do czasu powrotu. Lista aktualizowana przy zgłoszeniu wyjazdu (należy wtedy pozamykać wątki tak, żeby nikogo nie blokować), wypis wraz z pierwszym powakacyjnym postem.

czwartek, 9 lipca 2015

Ganimedes

Stałem w bezruchu próbując nawet nie oddychać głośniej niż to koniecznie. Czekałem na reakcję chłopaka i w końcu się doczekałem. Melpomena podbiegła do mnie i zatrzymała się, trzymała w pyszczku skrawek papieru. Ah, więc teraz tak masz zamiar się ze mną komunikować. Kucnąłem, wziąłem wiadomość i wyprostowałem się. Przeczytałem treść notatki. Tajemniczy korespondent po raz kolejny wyraźnie zasugerował mi, że gramy w grę. Nie miałem zamiaru z nim walczyć. Po pierwsze nie miałem powodu, po drugie nie znałem jego umiejętności, a po trzecie, no cóż… wojownik ze mnie żaden. Nie mogłem mu odpisać, nie miałem jak, a nawet gdyby to czas przesyłania informacji wydłużałby się niemiłosiernie, a podejrzewałem, że nie było to na rękę ani mi ani „porywaczowi”. Nie mając wyjścia musiałem się do niego pofatygować osobiście. Odwołałem Melpomenę i wykonałem w powietrzu gest przypominający słońce. Nad moją głową pojawił się ptak wielkości orła, w moje ciało uderzyła fala ciepła. Spojrzałem w górę obserwując jak feniks rozkłada skrzydła i wydaje z siebie przeraźliwy dźwięk.
- Prowadź Hefajstosie – rozkazałem
Stwór ponownie odezwał się w odpowiedzi i ruszył. Pospiesznie ruszyłem zanim. Nie chciałem aby moje źródło światła zniknęło zanim odnajdę mój cel. Widziałem jak z piór sypał się popiół. Przynajmniej będę miał swoją „nić Ariadny”, gdybym się zgubił. Nie wiem ile wędrowałem po korytarzach, ale w końcu zobaczyłem sylwetkę nieznajomego. W samą porę, Hefajstos dogasał. Teraz miałem jeszcze jeden powód by z nim nie walczyć. Przywoływanie stworzeń jest męczące, w dodatku wciąż nie przywykłem do znikających i pojawiających się w mojej głowie wspomnień co wywoływało głównie ból i zawroty głowy. W trzech słowach: byłem bez szans. Gdy znalazłem się w odległości kilku metrów od sylwetki czarnowłosego mój towarzysz całkowicie zmienił się w garstkę popiołu. Odetchnąłem. Teraz pozostało mi dobrze rozegrać akcję słowną. Moim priorytetem było uniknięcie bójki, sprawą mniejszej wagi było przekonanie go aby wyprowadził mnie z tego miejsca.
- Dokonałem wyboru i uważam, że jest słuszny.
Celowo w taki sposób dobrałem taki sposób słowa aby nabrał przekonania, że akceptuję go jako Pana tej sytuacji. W rzeczywistości także tak było.
- Nie mam zamiaru występować przeciwko Tobie w żaden sposób.
W tym momencie podniosłem obie dłonie w geście poddania oraz po to aby zobaczył, że niczego w nich nie chowam. Co prawda miałem przywiązany do uda bandażem sztylet, ale nie miałem zamiaru się z tym ujawniać i lepiej by było, gdybym nie musiał go używać.
- Powtórzę moje pytanie ponownie: czego ode mnie chcesz?
Zamarłem czekając na odpowiedź wpatrując się w pustkę.

<Izaya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Strony