Kiedy tylko chłopak zaczął do mnie mówić opuściłem ręce na dół. Wpatrywałem się w niego, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie dbałem jakie zdanie mają o mnie ludzie, którzy nie mają żadnego znaczenia w moim życiu, a mój rozmówca do takich należał.
- Jeśli chleb leży na stole to dlaczego mam zajmować się jego wypiekaniem, biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem piekarzem?
Przekrzywiłem lekko głowę zadając to retoryczne pytanie. Miałem nadzieję, że ta metafora do niego dotrze. W zasadzie jeśli nie, to nie mój problem. Po chwili milczenia kontynuowałem.
- Wziąłem pod uwagę, że możesz chcieć mnie zabić, podjąłem ryzyko. Mówiłem Ci już wcześniej, gdybym zginął nie miałbym czego żałować.
Spojrzałem w kierunku korytarza, który oświetliła rzucona przez czarną sylwetkę lampka.
- I skoro dałeś mi swoją złotą radę to chciałbym Ci się odwdzięczyć.
Odwróciłem się do niego tyłem i zerknąłem przez ramię.
- Zanim zaczniesz wyceniać wartość czyjegoś życia zastanów się nad ceną swojego, skoro Twoją rozrywką stała się wnikliwa obserwacja ludzkich zachowań.
Po tych słowach skierowałem się do wyjścia z piwnicy, słyszałem za sobą jego śmiech. Nie wiedziałem czy śmieje się z moich słów, ale już o to nie dbało. Rozejrzałem się dookoła. Wyszedłem z całkiem innej strony, tłum dawno się rozszedł, nie widziałem na korytarzu żywej duszy. Znów poczułem jak cały świat zwalił mi się na głowę. W pomieszczeniu, z którego właśnie się wydostałem brakowało powietrza, zrobiło mi się duszno. Oparłem się plecami o ścianę dla zachowania równowagi, ale czułem jak świat wiruje, a przed oczami robi mi się ciemno. Moje ciało osunęło się bezwładnie po ścianie.
<Ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz