Spojrzałam na dziewczynkę... dobra, nie aż taką dziewczynkę. Była może w moim wieku, ale i tak zachowywała się jak dziecko. Czerwone policzki, oczy jak kot ze Shreka, co to ma być! Ta szkoła zaczyna się naprawdę staczać, byleby tylko nie była pode mną. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego stwierdziłam, że znam ten głos. Może jakaś rodzina, czy coś...
- W jakiej ty jesteś klasie? - spytałam, przechodząc automatycznie na swój naturalny, nieco arogancki ton głosu. Był wygodny, budził respekt i tego właśnie było mi trzeba.
- J-ja... klasa M - wyjąkała. - Znaczy się magiczna.
- Wiem, co to jest klasa M - żachnęłam się. To w końcu ja wymyślałam te skróty, chroniąc niewinne istoty przed uczęszczaniem do "Wróżkierzy", czy "Gladiatorów". Tak, mój ojciec miewał różne pomysły, jeden gorszy od drugiego. - Jesteś zupełnie po przeciwnej stronie szkoły. Nie wiem, co wam mówili na przyjęciu, ale zasadniczo, to środkowa część gmachu - machnęłam niedbale ręką. - ...jest przeznaczona na lekcje. Część zachodnia za mną to terytorium Walecznych, a ciebie interesuje tamten fragment - skinęłam w kierunku końca budynku. Jak już dojdziesz do części wschodniej, na pewno znajdziesz kogoś, kto się tobą zajmie. W razie czego najbardziej zorientowana będzie moja kochana - tak, nie chciało mi się kryć sarkazmu. - siostrzyczka, Katia. Poza tym najdłużej tu chyba siedzi Tom, ale nie licz, że go złapiesz gdzieś o tej porze - dziewczyna skinęła głową w podziekowaniu i chciała odejść. - Acha, i jeśli mogę coś radzić, to lepiej, żeby ci się nie myliły strony, o ile nie chcesz tutaj od kogoś oberwać - to, co powiedziałam było prawdą. Może i większość uczniów dobrze się dogadywała między klasami, jednak dość częste praktyki demonstrowania nowo wymyślonego chwytu kuszy, czy sparingi przy każdej pierdole sprawiały, że Twierdza Walecznych (była to nazwa wymyślona przez jednego z pierwszych uczniów i jakoś się przyjęła) zasługiwała na swoją nazwę w stu procentach, będąc istnym poligonem dla każdego mieszkańca czy przypadkowego przechodnia.
- Oczywiście - nieznajoma... Seo Himura skłoniła się jeszcze raz i odbiegła pośpiesznie. Nie wiem, co zrozumiała z moich słów i jakoś mnie to nie obchodziło.
Potrzebowałam pójść na chwilę do własnego pokoju, dlatego też weszłam bocznymi drzwiami do budynku i wspięłam się po schodach. Na półpiętrze omal nie zostałam przedziurawiona może i nieostrą, ale zawsze ciężką włócznią, na piętrze dwóm kotom oberwało się za walkę o pilota kosztem lampy, a gdy wreszcie miałam wejść po wymarzony podręcznik strategii średniowiecznych Arabów, napotkałam przeszkodę o włosach złotych jak pszenica wczesną jesienią.
- Co jest? - spytałam, czując, że szykuje się coś większego.
<Rizu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz